Przed naszym hotelem panowało niemałe zamieszanie. Wnoszono albo wynoszone czyjeś bagaże, ciężko stwierdzić coś dokładniej.
- Co tu się do cholery dzieje?! - Zapytałam zdziwiona.
- O kurwa! - Zaklął cicho. - Zapomniałem ci powiedzieć...
- O czym? - Westchnęłam zirytowana.
- O tym, że reszta dołącza właśnie dziś. - Odpowiedział.
- A jest coś, o czym nie zapominasz mi mówić? - Spytałam, wchodząc z chłopakiem po schodach.
- O tym, że cię bardzo kocham, że potrzebuje i że chcę żebyś została na zawsze. - Powiedział spokojnie.
Doskonale orientował się w tym, jak umiejętnie rozwalić moje serce.
- Niszczysz mnie.
- Nie chcę tego robić.
- Ale robisz ciągle... - Spojrzałam na niego.
Był poważny, smutny i zamyślony. Zatrzymaliśmy się na półpiętrze.
- Nie wiem, co mam robić. - Wyznał.
- Po prostu nie igraj z moim sercem. - Powiedziałam równie poważnie.
- To nie będzie łatwe.
- Ale mimo wszystko, chcę dać ci szansę. - Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie jestem ciebie warty. - Powiedział smutny.
- Jesteś pierwszym i ostatnim chłopakiem przed, którym otworzyłam swoje serce.
- Jedyne czego nie chcę to, to żebyś je kiedykolwiek przede mną zamknęła.
- Wszystko zależy od ciebie. Uwierz, jesteś na prawdę wart wszystkiego, co robię. Jesteś wart mojego istnienia, wiary nadziei i miłości. To wszystko... - Nie dokończyłam, bo mój głos załamał się.
Justin natychmiastowo mocno mnie przytulił.
- Już nigdy tak nie mów. - Wyszeptałam wtulona w jego szyję.
- Zrobię wszystko, żebyś ode mnie nie odeszła.
- Nie chcę odchodzić... Nie z twoją miłością. - Nie mogłam już dłużej powstrzymywać swoich łez.
Wzięłam głęboki oddech, potem kolejny i spojrzałam w oczy chłopaka.
- Uśmiechnij się dla mnie. - Kąciki jego ust tylko drgnęły.
Łzy smutku zamieniły się w łzy szczęścia. Uśmiechnęłam się i wskazałam na swoje usta, mówiąc:
- Jestem szczęśliwa, że cię kocham i że to ciebie wybrałam na stanowisko króla, który pokieruje moim życiem.
Ale Jus wciąż pozostawał bez zmian. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Przechyliłam głowę na prawo i zaczęłam uważnie przyglądać się Justinowi.
- Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji, kiedy nie potrafię odgadnąć twoich myśli.
- Martwię się o nas i o ciebie. - Wyjaśnił krótko.
Zbliżyłam się do niego, złapałam jego dłonie i powiedziałam:
- To dopiero początek wszystkiego. Będzie jeszcze wiele problemów, którymi będziemy się zamartwiać. I nie będzie dobrze, kiedy któreś z nas pozostanie z tym samo. Będę tu tak długo, jak tylko będę pewna, że cię nie ranię. Obiecuję pomóc ci ze wszystkim, nawet gdy nasze drogi nie będą się już łączyły. Więc, Kochanie zaufaj mi, nie mamy teraz żadnych powodów do zmartwień.
- Będą zawsze.
"Serio?! Nie wiedziałam." Odrzuciłam ten cynizm i stwierdziłam:
- Ale ty nie musisz o nich ciągle myśleć.
- W sumie... - Powili dawał z wygraną.
- Masz mnie, możemy się pieprzyć. I czego tu chcieć więcej?!
Jus otworzył szerzej oczy,
- Ciągle mnie zaskakujesz... - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Powiedziałam to głośno? - Zmieszałam się, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Potwierdzająco pokiwał głową.
- Boże... - Jęknęłam.
- Czego chcieć więcej? - Zapytał, przyciągając moje biodra bliżej swoich.
- Pieprzenia. - Odpowiedziałam. Czułam jego gorący oddech na swoich ustach.
- Czytasz w moich myślach. - Pocałował mnie w policzek. "Tylko na tyle cię stać?!"
- To nie jest szczególnie trudne przy kimś tak zboczonym. - Zaśmiałam się.
- Och... Odezwała się grzeczna dziewczynka! - Pokazał mi język, a ja odwdzięczyłam mu się tym samym.
W ciszy pokonaliśmy ostatni odcinek schodów i trafiliśmy na pusty korytarz.
- Gdzie są wszyscy? - Zapytałam.
Jus niewiele pomógł, wzruszając tylko ramionami.
- Możemy ich poszukać, ale najpierw zostawmy te rzeczy, które i tak się nam nie przydały. - Zadecydowałam.
Weszliśmy do mojego i dziewczyn pokoju, zostawiłam w nim torbę i to samo zrobiliśmy w pokoju chłopaka i reszty. Jus podobnie jak ja wcześniej, zabrał jeszcze swoją komórkę, która właśnie zaczęła dzwonić.
"No siema; No; Okej, a który numer?; To zaraz będziemy, przedstawię wam kogoś; To nara". - Zakończył rozmowę.
- Zanim poszukamy reszty, która jest chyba na obiedzie, wpadniemy do moich bro. Chcę was ze sobą zapoznać. - Oznajmił.
- Czy to ważne? - Zapytałam trochę znudzona.
Ostatnio poznawałam coraz więcej nowych ludzi. A musicie wiedzieć, że nie lubiłam zawierać znajomości, które nie przyniosłyby mi żadnych korzyści. Materialistka...
- Spędzam z nimi i innymi, którzy są do nich podobni, dość dużo czasu, więc raczej tak. - Odpowiedział, wyjaśniając to, co niekoniecznie chciałam usłyszeć. - Są spoko. - Dodał.
- Nie wątpię. To jaki ten numer?
- Kurwa! Zapomniałem! - Zirytował się.
- Serio Bieber?! Serio??! - Zaśmiałam się. - Daj ten telefon. - Wyciągnęłam go z kieszeni chłopaka i połączyłam się z ostatnim rozmówcą.
- Numerek? - Poprosiłam, gdy sygnał oczekiwania skończył się.
- Z chęcią. - Usłyszałam po drugiej stronie.
Zaczęłam się śmiać, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało.
- Może najpierw dowiem się jak do was trafimy? - Zapytałam.
- Czyli dwie? - Rozmówca przeprowadzał krótkie rozeznanie.
- A nie cztery?! - Cynizm wygrał i musiałam użyć sarkazmu.
- 23 - Wreszcie otrzymałam informację, która mogła zaprowadzić nas do celu. - Czekamy! - Usłyszałam jeszcze i zakończyłam połączenie.
Czy ten człowiek na prawdę nie poradził sobie ze zrozumieniem mojego sarkazmu?!
- O co chodziło? - Zaciekawił się Justin.
- To nieważne. - Machnęłam ręką zażenowana. - 23 - Podałam numer pokoju, do którego się udaliśmy.
Jus otworzył mi drzwi i oboje weszliśmy do środka. Dziwne, ale chyba znajome mi głosy doprowadziły nas do salonu. Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech miłego zaskoczenia. Ze względu na środowisko z jakiego pochodziliśmy i to, co nas łączyło, przywitałam się z dwoma z czterech panów, w sposób który niezbyt pasował dziewczynie. Takie bardziej męskie powitanie...
- Gdzieś ty się przez te pół roku podziewała?! - Zapytał Nathan, przytulając mnie jak młodszą siostrę.
- Zapytaj lepiej gdzie jej nie było. - Odezwał się drugi z moich przyjaciół (Matty) i poszedł w ślady poprzednika.
- Dużo się ostatnio zmieniło. - Odpowiedziałam krótko, zostawiając dalsze wyjaśnienia na potem.
Justin wyraźnie zdziwiony daną sytuacją, przywitał się z wszystkimi i usiadł w jednym z foteli, uważając swoją rolę tutaj za skończoną.
Teraz przedstawił mi się Maejor Ali, którego dopiero teraz poznałam osobiście. Odwzajemniłam ten gest i usiadłam między nim, a jeszcze jednym facetem, z którym mieliśmy do wyjaśnienia pewną sprawę. W sumie to ja byłam wszystkiemu winna...
Jus zajął się rozmową moimi dobrymi kumplami i Alim, starając się ukryć swoją zazdrość. Znałam go chyba zbyt dobrze żeby nie zauważyć jego napiętych mięśni i pociemniałych ze złości oczu, które co chwilę przenosił na mnie.
Natomiast ja zwróciłam się do Juicy'ego J, z którym kiedyś połączyło mnie pewne wydarzenie.
- Przepraszam za tamto... - Zaczęłam, a uwaga wszystkich zwróciła się na moją osobę.
Jus był szczególnie zaciekawiony, bo nie wliczając Aliego , jako jedyny nie wiedział praktycznie nic.
- Przeszłość, spoko jest. - Poklepał mnie po kolanie, co Jus oczywiście musiał zauważyć.
- To było odruchowe i... - Próbowałam się wytłumaczyć, ale Juicy przerwał mi:
- Odruchem nazywasz przyjebanie mi w głowę szklaną butelką najdroższej wódki w klubie?! - Zaśmialiśmy się. I tylko JB siedział z miną człowieka, który nic nie rozumie.
- Dowiem się wreszcie czegoś konkretnego?! - Włączył się wyraźnie na nas zdenerwowany.
Mocno pociągnął mnie za rękę i posadził na swoich kolanach. I nie wmówicie mi, że to nie był jeden z objawów jego zazdrości.
Juicy stwierdził, że to on najlepiej wyjaśni to niewtajemniczonym i zaczął:
- Nieduży, ale znany w całym Blaine i nie tylko klub okazał się tym, którego wydarzenia na długo zapamiętam.
(Cholera! Dobry jest! Uśmiechnęłam się i wsłuchałam się w dalszą część tej opowieści).
Wszystko przebiegało w normie i nawet kilka razy zauważyłem twoją Małą. - Zwrócił się do Justina. - Bo uwierz, kiedy ona bawi się w dobrym klubie, nie da się jej nie zauważyć. - Wtrącił ten przerywnik i mówił dalej:
- Mała była w tym klubie ze swoją ekipą. Właśnie Nel narobiła w tym dniu największego zamieszania. Zaczęło się od niewielkiej sprzeczki między Nathanem - wskazał na niego - i Jake'iem z 203, ale nie na niej się skończyło. Poleciało kilka ostrych zdań i Nathan przyłożył gościowi tak, że tamten stracił chyba przytomność. Ci z 203 to zauważyli i w pięciu zaczęli startować do Nathana, do którego w tamtej chwili dołączył tylko Matty. Oczywiste jest chyba to, że zaczęli się bić. Mała spostrzegła ich i krzyknęła "Biją naszych!", tym samym alarmując całą ekipę 203 i całą jej 107, że jest akcja, z której ona sama nie miała zamiaru rezygnować. Dzięki niej zeszyły się całe obie drużyny i zaczęła się niezła rozróba między ponad 40 osobami. Mała zrobiła zryw od stolika i zmierzała w stronę centrum zadymy. Pech chciał, że stanąłem jej wtedy na drodze i że ta miała w ręce te cholerną butelkę, bo i tak mnie nie posłuchała. Rzuciłem coś w stylu, żebyśmy stąd wyszli lecz ona uśmiechnęła się tylko kpiąco i nawet nie zawahała się przed rozjebaniem mi tej butelki na głowie. Zrobiła to, co zamierzała. Rozwaliła 1/3 zawartości baru i kilkanaście krzeseł na tych z przeciwnej im ekipy. Zanim przyjechały pały i zanim jeszcze noc się skończyła, wszyscy zdążyli się zebrać, a z wygraną w kieszeni wracała 107. Zdążyłem złapać Małą jeszcze zanim odjechała sprzed klubu. Szczerze to, zaimponowała mi i poprosiłem ją o telefon, ale powiedziała wtedy tylko, że mamy wspólnych przyjaciół i to mnie musi zadowolić. - Zakończył, uśmiechając się.
- Nie masz jeszcze jakichś historii o Małej? - Zapytał Ali.
- Są ich jeszcze setki! - Zaśmiał się Juicy, a Nathan i Matty dołączyli do niego.
Westchnęłam na nich tylko i chciałam zaproponować żebyśmy udali się do restauracji na dole, ale Jus przeszkodził mi w tym. Zdjął mnie ze swoich kolan, wstał i po prostu wyszedł. Tak bez słowa, wyjaśnień, nic...
Spojrzałam zdziwiona na całą czwórkę, a oni odwzorowali moje zdziwienie, wzruszając przy tym ramionami. Usiadłam w fotelu, w którym wcześniej Justin i zapytałam:
- Idziecie ze mną na dół, bo zgłodniałam?
Kiwnęli głowami.
- Wezmę tylko klucz. - Rzucił JJ (Juicy J), wychodząc z salonu. Najwyraźniej to on, jako najstarszy, odpowiedzialny był za pokój i swoich współlokatorów.
Szybko wrócił, wyszliśmy z pokoju, który został przez niego zamknięty i skierowaliśmy się w stronę schodów prowadzących na dół. Po drodze zahaczyliśmy o Justina. Stał oparty o ścianę, a jego mina nie wskazywała bynajmniej na zadowolenie. Zatrzymaliśmy się, wzięłam swojego chłopaka za rękę i chciałam iść dalej, ale on nie zgodził się na to. Wiedziałam już, że nie wszystko jest w porządku. Ale do cholery! Dlaczego w momencie, kiedy jestem potwornie głodna?! Kiwnęłam towarzyszom, żeby poszli dalej sami, a ja miałam teraz zająć się Bieberem.
- Co się dzieje? - Zapytałam, bo on ciągle milczał.
- To zaczyna denerwować mnie coraz bardziej... - Odpowiedział po dłuższej chwili.
- Mógłbyś jaśniej? - Przechyliłam głowę na prawą stronę. Często zdarzało mi się robienie tego nieświadomie. Miałam tylko nadzieję, że wyglądam wtedy podobnie do słodkiego szczeniaczka, a nie do psychicznie chorego dziecka... Ta druga opcja wydaje mi się bardziej prawdopodobna, trudno.
- Nie lubię być o ciebie zazdrosny.
Czyli jednak o to mu chodziło...
- To nie bądź. - Wzruszyłam ramionami.
Jus uśmiechnął się do mnie pobłażliwie, co było nawet urocze, gdyby nie to, że uważał mnie pewnie teraz za głupkowatą lalkę.
- Gdyby wszystko było takie łatwe. - Westchnął.
Na razie szło mi dobrze.
- Będzie jeśli będziemy wyluzowani. - Stwierdziłam, naśladując niektóre z jego charakterystycznych ruchów.
- Potrafisz tak? - Zapytał, wreszcie się uśmiechając.
- Kochanie, doskonała jestem w olewaniu wszystkiego, czym przejmować się nie muszę. I to jest cudowne... - Powiedziałam, gładząc dłonią jego policzek.
Złapał ją i pocałował.
- Pieprzony romantyk! - Zaśmiałam się. - Teraz ja!
Stanęłam na palcach, jedną rękę oplotłam wokół jego szyi, drugą oparłam na jego ramieniu, palcami smyrałam jego policzki, zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i powiedziałam:
- Jesteś moim pięknym, idealnym chłopcem, którego uśmiech jest dla mnie najlepszym marzeniem. Sprawiasz, że jestem szczęśliwa. Chcę tego samego dla ciebie. Nie lubię, gdy jesteśmy smutni lub zdenerwowani. Gdybyśmy nauczyli się żyć dobrze, wtedy to, co nieporządane częściej by nas omijało. Myślę, że możemy być sobą przed wszystkimi. A kiedy coś nie wypali, zakończy się, będziemy mogli uśmiechać się przywracając każde wspomnienia. Nikt nie będzie mógł powiedzieć, że to było złe. Będziemy pewni, że życie nas nie ominęło i że wykorzystaliśmy wszystkie nasze wspólne chwile do samego końca. Jesteśmy młodzi, mamy prawo popełniać błędy, to na nich się uczymy. Chcę być w tym z tobą już zawsze. Przecież wiesz, że nikt nie zabroni nam bawić się życiem, więc dlaczego mielibyśmy tego nie wykorzystać? Myślę, że to będzie dobre, głównie dla nas. Wiem, że jestem egoistką! - Zaśmiałam się. - Wiem, że możemy być najlepsi! Pokażemy wszystkim jak powinno się żyć? - Zapytałam, kończąc swoją obszerną wypowiedź, która nieco przysłoniła swoim blaskiem elementy nastroju romantycznego.
Za zgodę uznałam śliczny uśmiech swojego chłopaka.
- Och... Tylko na tyle cię stać?! - Pokręciłam głową.
- Uwierz, nie chciałabyś, żebym obnażał przed tobą swoje myśli.
- Może myśli to akurat teraz nie. - Oboje zaśmialiśmy się.
- Ale, Kotku! To dopiero o 12.00! - Wybuchnął śmiechem, a ja do niego dołączyłam.
- Kocham cię, jest pięknie i oprócz jedzenia nie chcę nic więcej. - Znowu zaczęliśmy się śmiać. Oboje z uśmiechami na twarzy zaczęliśmy się całować. I nie byłoby w porządku, gdyby nie przerwał nam mój wołający o posiłek brzuch.
- Nie pamięam kiedy... - Zaczął.
- Ostatnio jadłam. - Dokończyłam swoją wersją, znów powodując uśmiech na twarzy Justina.
Może dla innych wydawałoby się to normalne, ale dla mnie było to spełnieniem marzeń. Tak swoją drogą, to byłoby nim też dostanie się do lodówki...
- Chodźmy już, bo zaraz będę musiał cię tam zanieść. - Odezwał się chłopak.
- A przed tobą schody...
- Nie problem. Mógłbym cię z nich na przykład zepchnąć... - Udawał zamyślonego.
- Ej! - Klepnęłam go w tyłek. - Świnia. - Dałam mu całusa w policzek i szliśmy dalej.
Lecz to nie koniec męczarni, jakie musiał przechodzić mój żołądek. Już przy schodach spotkaliśmy calusieńki Bieber Team. Pierwszym pytaniem, jakie przyszło mi na myśl, było: Gdzie niby oni wszyscy się mieszczą? Drugie zaś wyrażało niemą skargę do Boga, bo dlaczego ja?! Starałam się to zignorować i poszłam w ślady Justina, witając się z tymi, których już znałam i tymi nowo poznanymi. Zabrzmi samolubnie, ale w duchu ucieszyłam się, że to już za nami.
- Czy ja mam tu z głodu umrzeć?! - Wyjęczałam, gdy zobaczyłam całą grupę ludzi pchających się na stosunkowo wąskie schody. Okazało się, że zostali tu błędnie zaprowadzeni. Lecz wyjścia teraz nie było. Musieliśmy poczekać, aż dość duża grupa rencistów wycofa się i zwróci swój kurs na południe.
- Czy sprawia to wam wszystkim radość, że mój żołądek cierpi, a psychika razem z nim?! - Zwróciłam się do Justina.
Zaczął się ze mnie śmiać i stwierdził, że zapamięta na przyszłość, że ma mnie nie głodzić.
- Długo jeszcze? -Westchnęłam zirytowana.
- Mam pomysł! - Usłyszałam od chłopaka i po chwili oboje siedzieliśmy już okrakiem na poręczy. Szybko dostaliśmy się na dół, czasami tylko niechcący potrącając, któregoś ze staruszków.
- Dziękuję ci mój Książę na poręczy od schodów! - Parsknęłam śmiechem, a JB razem ze mną.
- Akceptuję warunki każdej umowy. - Znów szliśmy śmiejąc się. Wyglądaliśmy pewnie na troszkę niezrównoważonych psychicznie, ale kto by się tym przejmował...
Dotarliśmy wreszcie do można powiedzieć hotelowej restauracji, a ja nie pamiętałam, żebym aż tak cieszyła się z możliwości zjedzenia obiadu.
Posiłki w szybkim tempie zniknęły z naszych talerzy. Podziękowaliśmy i mogliśmy wracać na nasze piętro. Było dopiero chwilę po siedemnastej, a reszta dnia wciąż była niezaplanowana. No tak! Do posprzątania została nam jeszcze sala gimnastyczna...
Weszliśmy do pokoju Justina i reszty. Byli tam chyba wszyscy. Dosiedliśmy się do nich i zapytałam:
- Jest ktoś chętny do pomocy przy sprzątaniu?
- A co ty chcesz jeszcze sprzątać? - Zapytała Nicole.
- No salę gimna... - Nie dokończyłam, bo przerwali mi.
- Jest już czysta. - Powiedzieli chórkiem.
Wcale nie próbowałam teraz ukryć swojego zadowolenia, wynikającego z pozbycia się roboty... Jus uśmiechnął się pod nosem.
- Próby i tak tam nie będzie. - Oznajmił Lucas.
Dlaczego tylko ja i Justin byliśmy zdziwieni? Czyżby coś nas ominęło?
- Przenosimy się do innego hotelu. - Odpowiedział, zanim zdążyliśmy zadać pytanie.
- Niby czemu? - Odezwał się JB.
- Nic nam dokładnie nie wyjaśnili. - Usłyszeliśmy od Ellie.
Już nikt nie postawił żadnego pytania, ani nie udzielił żadnej odpowiedzi, bo niespodziewanie do pokoju wpadł zdyszany człowiek. Ale nie był on człowiekiem byle jakim, obojętnym. On potrafił mnie zawsze rozweselić, odstresować i rozluźnić. Tak jak ja, robił dużo hałasu, a każda impreza z nim na długo zapadała w pamięć obecnych. Wiecie już kogo mam na myśli?
To oczywiście Tay James. DJ Tay James!
- Wszędzie was szukam, a wy tu się ukryliście! Za pół godziny będzie przewóz i przenosimy się. - Poinformował, wchodząc do środka.
Przywitał się z Justinem, a następnie jego wzrok zatrzymał się na mnie.
- Już myślałam, że na ciebie nigdy nie wpadnę! - Zaśmiałam się, wstając i przytulając Tay'a.
- No ja wiedziałem, że zawsze jesteś tam, gdzie być chcesz. Ale co ty robisz tu z nami?! - Zdziwił się.
- Jak to co? Na razie imprezuję, leniuchuję, a tyłek rośnie mi coraz bardziej. - Powiedziałam, wprawiając wszystkich w rozbawienie.
- A teraz tak na poważnie. - Usiadł.
Spojrzałam na Justina, który przysunął się do mnie, pocałował i oznajmił:
- Jest moja!
Tay otworzył szeroko oczy, a Jus zaczął muskać ustami moją szyję, powtarzając przy tym: - Moja. Tylko moja. Już zawsze.
Wreszcie udało mi się od niego uwolnić.
- Wygląda na to, że ma Bałaganiara nawet Bieberowi w głowie zamieszała. - Podsumował DJ.
- Bałaganiara? - Zdziwił się Jus, a reszta do niego dołączyła.
- Powiem wam krótko. Nelly potrafi niezłego zamieszania na imprezie narobić! A jak ktoś puści jej Skrillex'a albo inny dobry dubstep, ooo... wtedy staje się prawdziwą świruską! I niesamowicie przyciąga do siebie innych nieźle zakręconych ludzi. - Wyjaśnił. - Ogólnie jest dziwną, ale pozytywną wariatką. - Dodał.
Akurat bez tego mogło się obyć, no ale Tay zawsze musiał dodać coś od siebie.
- Ja już może pójdę się spakować, bo wy gotowi, a ja nawet nie zaczęłam... - Chciałam się ulotnić, żeby nie wzbudzać większego zaciekawienia i żeby Tay nie musiał podawać przykładów, kiedy byłam taka szalona...
Jus chyba zrozumiał, bo uśmiechnął się znów pod nosem i wyszedł za mną.
- Och! Czy wy musicie dowiadywać się o mnie akurat takich rzeczy?! - Zapytałam, kierując się do swojego, pustego teraz pokoju.
- Ty byś wolała jakby nikt o tobie nic nie wiedział! - Zirytował się Justin.
- Tak, dokładnie!
- Och... Kochanie. - Przytulił mnie od tyłu, gdy byliśmy już w środku.
- Po prostu nigdy nie zwierzałam się nikomu na swój temat, a teraz wszystko łączy się tak, że każdy dowiaduje się od kogoś czegoś o mnie. I czuję się przez to inaczej niż zwykle. - Wytłumaczyłam.
- Siadaj! - Wskazał miejsce na łóżku obok siebie.
- Nie mamy teraz czasu. - Odparłam, wyciągając swoje ubrania z szafy.
Nie zakończyłam tej czynności, bo Juju wziął mnie na ręce i zaniósł tam, gdzie wcześniej mnie zapraszał.
- Jus, nie teraz... - Marudziłam, ale on nie pozwolił mi nawet wstać.
- Powiedz mi o co chodzi. - Nalegał.
- Miało być dzisiaj wszystko w porządku, a ty to niszczysz.
- Nelly, proszę. Będzie w porządku, jeśli będę mógł ci pomóc.
- Nie potrzebuję tego. - Powiedziałam, widząc w jego oczach jak go ranie.
- Staram się robić wszystko, dla ciebie... Chcę ci pomóc uwolnić się od tego, co cię rani, zatrzymuje. Marzę o tym, żebyś była w pełni szczęśliwa... Chciałbym, żebyś mogła ze mną rozmawiać, żebyś mogła mi zaufać, chociaż wiem, że na to nie zasługuję. Pragnę być dla ciebie jak najlepszy... - Powiedział, podchodząc do okna.
Swoimi słowami doprowadził mnie do łez. Podeszłam do niego, ścisnęłam jego dłoń, stając po jego lewej stronie.
- Wiem, że wymagam wiele, ale chcę, żebyśmy już zawsze byli razem, a niemówienie sobie czegoś nam w tym nie pomoże. - Odezwał się, przerywając ciszę.
- Wiem... - Wyjąkałam, wtulając się w jego ramię.
- Odkąd pamiętam, byłam dla wszystkich tajemnicą. Niby każdy o mnie słyszał, wiedział coś o mnie, ale nie były to żadne konkrety. Nie prowadziłam z nikim tych szczerych rozmów, które tak pomagają. Nie miałam kogoś takiego... Teraz przeraża mnie to, że każdy z was codziennie dowiaduje się czegoś nowego na mój temat. Wolałam dalej być tajemnicą. Tak jest o wiele łatwiej.
- Dlaczego? - Zapytał, spoglądając na mnie.
- Bo... - Zaczęłam, znów się jąkając.
Juju uspokajająco pogłaskał mnie po głowie, mocniej ścisnął moją dłoń i znów byłam zdolna do mówienia.
- Łatwiejsze jest życie, kiedy nikt nic o tobie nie wie. To zapewnia ochronę, bezpieczeństwo...
- Jest ktoś, kogo się boisz? - Złapał mnie za ramiona i postawił przed sobą.
- Jest paru ludzi, którzy mogą być dla mnie niebezpieczni... Ale tu chodzi o strach... przed zwykłymi ludźmi, przed światem. To jest śmieszne i żałosne, kiedy ma się już 18 lat. Ale wciąż wolę pozostawać nieznajomą dla nieznajomych. - Odpowiedziałam.
- Nie jest takie. - Powiedział smutny, przytulając mnie. - Obiecuję, że nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić, nikomu. Nigdy. - Wyszeptał mi do ucha.
- Krzywdzę sama siebie. - Wyznałam, obejmując go jeszcze mocniej.
- Pomogę ci, obiecuję. Poradzimy sobie i wyjdziesz z tego. Będę z tobą. Będę cię kochał, cały czas. Przy mnie jesteś bezpieczna. - Pocałował mnie w głowę.
- Nie zawsze będę przy tobie.
- Kocham cię, więc już zawsze.
- Dobrze, że jesteś. - Uśmiechnęłam się, wytarłam mokre od łez oczy i postanowiłam:
- Spakujmy się. Kiedyś trzeba. - Westchnęłam.
Jus pokiwał głową, wyciągnął moją walizkę i wspólnie zebraliśmy wszystkie moje ubrania, następnie wrzuciliśmy je do niej i nie byłoby jak zawsze, gdyby walizka nie stawiała oporu przy zapinaniu jej. Ale jest przecież stary, dobry sposób na jej zapięcie.
- Mój tyłek chociaż raz przydał się do czegoś bardziej pożytecznego od zadowalania ciebie. - Powiedziałam, wstając i zabierając się od razu za pakowanie kosmetyków i tym podobnych.
- Czyli uważasz, że zadowalanie mnie nie jest pożyteczne? - Zapytał, unosząc jedną brew i podążając za mną.
- A co widzisz w tym pożytecznego? - Uśmiechnęłam się.
- W sumie... - Zamyślił się. - Ale jest to bardzo przyjemne! - Próbował się bronić.
- Coś jeszcze? - Zadrwiłam.
- No bardzo przyjemne... Pożyteczne też! - Krzyknął nagle.
Moja mina wyrażała moje zdziwienie, więc wyjaśnił:
- No bo wpływa dobrze na zdrowie, samopoczucie i relacje w związku.
- Chyba, że ktoś nie jest dobry w łóżku... - Przeciągnęłam, wkładając kosmetyczkę do podręcznej torby i słodko uśmiechając się do chłopaka. Ale to nie pomogło.
Jus porwał mnie na ręce i zapytał, obracając się ze mną szybko w kółko:
- Czy ty mi coś tuta insynuujesz?! - Zapytał, zwiększając tempo tak, że nie orientowałam się już w niczym.
Zamiast odpowiedzieć, dzięki czemu Justin pewnie by mi odpuścił, ja nie mogłam przestać się śmiać. W końcu postawił mnie na podłodze, ale dobrze nie było, bo miałam problem nawet z utrzymaniem równowagi. Czułam się jak kompletnie pijana wariatka i raczej nie wyglądałam inaczej...
*** Oczami Justina ***
Nelly zasłoniła oczy, kładąc na nich swoje dłonie i drobnymi, niepewnymi krokami ruszyła przed siebie. Daleko nie zaszła, bo zanim zdążyłem w ogóle zareagować, weszła w ścianę. Zachwiała się i nim upadła, byłem już obok, żeby do tego nie dopuścić. Szybko się ogarnęła i odwróciła do mnie przodem.
- Nic ci nie jest? - Zapytałem, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
Nel wyprzedziła mnie w tym i rozbawiona oznajmiła:
- Zabiję cię!
- Ale to już jutro. - Pokazałem jej język i rozejrzałem się jeszcze po pokoju, w celu sprawdzenia, czy dziewczyna zabrała wszystkie swoje rzeczy.
Kiedy skończyłem, Nel czekała już przy drzwiach. Zajmowała się obecnie masowaniem swojego czoła. Zabrałem walizkę i otworzyłem przed nią drzwi.
- Na pewno nic ci nie jest? - Zatrzymałem nas.
- Uwierz mi, głupsza już nie będę! - Uśmiechnęła się i poszła przed siebie, a ja śmiejąc się, szedłem za nią.
Wpadliśmy do mojego już pustego pokoju. Dziewczyna pomogła mi wrzucić wszystkie ubrania do walizki, zasunąć ją, ogarnąć resztę rzeczy do zabrania i mogliśmy schodzić na dół. Tak w sumie to powinniśmy być tam już dobre 15 minut temu...
Będąc w połowie schodów, usłyszałem dochodzące chyba z przed hotelu krzyki i wrzaski.
- Beliebers! - Nel uśmiechnęła się promiennie.
- Co mam teraz zrobić? - Zapytałem, nie wiedząc czego ode mnie może oczekiwać.
- Iść do nich. - Oznajmiła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Dotarliśmy na korytarz, skąd mogliśmy przez szklane drzwi zobaczyć spory tłum moich Beliebers.
- Idź się z nimi przywitać, a ja będę czekała na ciebie już w samochodzie. - Poinformowała i skierowała się do tylnego wyjścia.
Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Chodź ze mną.
- Nie ma takiej opcji. - Zaśmiała się, próbując się ode mnie uwolnić, na co jej nie pozwoliłem.
- No, ale dlaczego?! - Zapytałem z wyrzutem.
- Chcesz tak po prostu przedstawić mnie najważniejszym dla nas osobom? - Odpowiedziała pytaniem.
- Tak. - Zadecydowałem.
- To nie jest dobry pomysł. - Humor dziewczyny nieco się pogorszył.
- Bardzo cię proszę. - Nalegałem. - Przecież wiesz, że myślę o tobie poważnie, mimo wszystkiemu, co jest przeciwko nam. To dla mnie ważne...
Patrzyła na mnie zamyślona.
- Boisz się? - Spytałem po chwili.
- Dosłownie wszystkiego... - Odpowiedziała cicho.
Spojrzałem w jej smutne, przerażone oczy, a ona dodała:
- Nawet nie wiem, czy mogę cię teraz przytulić...
- Możesz, co tylko zechcesz. - Powiedziałem, mocno ją do siebie przytulając.
- Zawodzę cię, wiem, że nie jestem ciebie warta. Ale ja na prawdę nie chcę tam teraz wychodzić. - Wyznała.
Swoimi słowami, zachowaniem, budziła we mnie wszystkie moje uczucia i emocje. A Beliebers były świadkami całej sytuacji, też nie ustępowały...
- Nie możesz wybierać. Idź tam już, ja poczekam... - Oznajmiła blado się uśmiechając.
I nim zdążyłem zareagować, Nelly wychodziła tylnymi drzwiami. Wziąłem głęboki oddech, na mojej twarzy pojawił się uśmiech i wraz z dwoma ochroniarzami wyszedłem do swoich cudownych fanek. Jak zwykle rozdawałem autografy i robiłem sobie z nimi zdjęcia, mówiąc, że są urocze i że bardzo je kocham, one odwdzięczały się tym samym.
Słyszałem pytania dotyczące Nel, ale starałem się je ignorować.
- Wierzę, że dokonałeś poprawnego wyboru. - Usłyszałem wśród krzyków od niskiej blondynki.
- Dziękuję, to bardzo wiele dla mnie znaczy. - Uśmiechnąłem się, ustawiając się do zdjęcia z nią, a potem kilku kolejnych.
Pomachałem im na pożegnanie i zniknąłem z ich pola widzenia, wchodząc do hotelu.
Szybko wymknąłem się drzwiami po drugiej stronie i wszedłem do samochodu, który miał zawieźć nas do naszego nowego hotelu.
Nelly siedziała z głową opartą o szybę, nie spojrzała na mnie, gdy byłem już przy niej.
- Przepraszam. - Wyszeptała zaraz po tym jak samochód ruszył.
Złapałem jej dłoń, a ona ścisnęła moją mocniej, biorąc głębszy oddech. Widziałem łzy w jej oczach, które tak usilnie próbowała powstrzymać...
- Przepraszam za to, że wszystko psuję. Nie tak to sobie wyobrażałam. Zresztą to były tylko wyobrażenia, więcej marzeń, mniej w tym rzeczywistości. Popełniłam kolejny błąd w swoim życiu, z którego nie mogę się już tak łatwo wycofać...
Ostatnie zdanie, które wypowiedziała, zraniło mnie najmocniej. Jakby błędem było to, że ją pokochałem...
- Chciałam dawać ci szczęście i wszystko na co tylko zasługujesz, ale ciągle zawodzę. W tym jestem zdecydowanie najlepsza. Jestem za słaba, za mało dzielna i odważna, żeby móc cię wspierać i być przy tobie. Nie powinnam w ogóle pojawiać się w twoim życiu, nie będę dla ciebie ani dla Beliebers niczym dobrym. Ale chcę, żebyś wiedział, że bardzo tego chciałam... - Wreszcie na mnie spojrzała, po jej policzkach powoli spływały kolejne łzy. Nie wiem, czy chciałem to widzieć...
- A teraz już nie chcesz? - Zapytałem z nadzieją, że Nel nie podda się tak łatwo.
Świadomy byłem tego, że sam nie poradzę sobie z uratowaniem miłości, którą właśnie tracimy, mimo, że rozpoczęła się tak niedawno.
- Chcę, bardzo. Już zawsze będę chciała. - Zapewniła, wycierając łzy wierzchem swoich dłoni.
Uśmiechnąłem się do niej, przytulając ją do siebie.
- Ale jak ja mam to zrobić z przekonaniem, że mi się nie uda i że to nie będzie miało najmniejszego sensu. Niszczę wszystkie nasze plany. - Oparła głowę o moje ramię.
- Zawsze warto spróbować... - Zacząłem, a dziewczyna przerwała mi.
- Tak, nigdy nie mów nigdy, uwierz. - Dokończyła. - Ale to jest tak cholernie trudne, gdy uświadamiam sobie, że te słowa nie odnoszą się do mnie, że już nie działają. I kiedy przypomnę sobie, że te słowa, wcale nie tak dawno, pozwoliły mi jakoś przeżyć. Każdego ranka znów budzić się z nadzieją, że dziś będzie lepiej. A kiedy tak nie było, wmawiałam sobie, że to jutro będzie lepsze. Tak ciągnęłam swoje życie... Teraz wszystko się zmieniło. Ja na prawdę chcę pomagać ci w czym tylko mogę, ale...
Teraz ja jej przerwałem:
- Ale najpierw musisz pomóc sobie.
- Jesteś jedyną osobą, która to zauważyła, dziękuję. - Powiedziała, bardziej się we mnie wtulając.
- Nie jedyną. - Oznajmiłem, bawiąc się jej włosami.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Niall Horan.
Otworzyła usta i ciągle patrzyła na mnie niedowierzając.
- Martwi się o ciebie. Chyba stałaś się dla niego ważna... Wyjaśniłem.
- Nic o mnie nie wie.
- Należy do osób, które potrafią czytać nawet z tych najbardziej zaszyfrowanych i zamkniętych ksiąg.
- Jest cudowny i przeuroczy. - Uśmiechnęła się szczerze.
- I dzwonił do ciebie dziś rano. - Poinformowałem.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Teraz ja byłem zdziwiony.
- A ja rano, nie wiedziałam, że to on. Spławiłam go i chamsko potraktowałam. Boże... A ja go przecież bardzo lubię! - Wyznała zdesperowana.
- Na pewno się na ciebie nie obraził. - Zapewniłem. - Możemy zadzwonić do niego jak będziemy już na miejscu.
Nelly pokiwała twierdząco głową.
- Wiesz, ja chcę się zmienić. - Oznajmiła mi po dłuższej chwili obustronnego milczenia.
- A ja chcę, żebyś była przy mnie. - Pocałowałem ją w czoło, na którym na szczęście bynajmniej na razie nie było żadnego siniaka.
- Ale... - Zaczęła.
- Tu nie ma "ale"! Chcę, żebyś była przy mnie, żebyśmy byli razem. Doskonale zdaję sobie sprawę z konsekwencji, ale to jest też moja decyzja i nie uznaje jej za błąd. Chcę żebyś była tu mimo wszystko. Nie pozwolę ci nigdy zostać samej!
- Justin, proszę. Uwierz mi. Ja chcę tego samego, co ty, ale nie kosztem twoim i Beliebers. To za wiele kosztowałoby nas wszystkich!
- Myślisz, że jak się poddasz i jak odejdziesz, zostawisz mnie, to będzie lepiej?! - Zapytałem.
- Jeszcze nie wiem... - Zamyśliła się.
- Ja to wiem! Nie, nie będzie! Więc proszę, nie zostawiaj mnie... - Powiedziałem, patrząc na nią smutny.
- Nie zostawię. - Usłyszałem od niej po chwili.
Pocałowała mnie w policzek i poinformowała:
- Chyba jesteśmy już na miejscu.
Nawet nie zauważyłem, kiedy samochód zaczął się zatrzymywać. Nasza rozmowa urwała się, bo faktycznie musieliśmy już wysiadać, a potem możliwie jak najszybciej razem z bagażami dostać się do hotelu, a tam do swoich pokoi.
Kiedy wreszcie byliśmy już u siebie, chciałem powrócić do wcześniejszego tematu, ale Nelly znów się w sobie zamknęła. Jedyne słowa, jakie wypowiadała były związane z rozpakowywaniem walizek i innymi ogólnymi sprawami. Bardzo się o nią martwiłem, ale starałem się jak tylko mogłem, żeby to ukryć, bo Nel obwiniałaby się przez to. A tego nikt nie potrzebował... Kompletnie nie wiedziałem co teraz czuje, o czym myśli i co zamierza. To w jakiś sposób niszczyło mnie od środka, ale nie mogłem się jej do tego przyznać. Byłem w stosunku do niej całkiem bezsilny. Ale mimo wszystko chciałem, żeby została przy mnie, żeby się nie poddawała. Jednocześnie widziałem, że z każdą chwilą coraz dalej oddala się ode mnie, od tego świata.
Po około 30 minutach naszego obustronnego milczenia Nelly była już u siebie.
Siedziała w dużym fotelu z telefonem w ręce i z dużymi słuchawkami na uszach. Wpatrzona była daleko przed siebie, jej wzrok był pusty, nie wyrażał nic. Wyglądała, jakby ogarnęła ją wszechstronna nicość... Jakby wszystko straciło dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Wziąłem szybki prysznic i siedziałem tak bezczynnie już prawie godzinę. W końcu postanowiłem, że pójdę po Fredo i może razem uda nam się wymyślić coś sensownego. Wyrwałem z jednego ze swoich zeszytów kartkę, wziąłem długopis i napisałem: "Idę po Fredo. Zaraz wrócę. :*" Podałem ją dziewczynie, przeczytała i odłożyła kawałek papieru na stolik. Uśmiechnąłem się do niej smutno i skierowałem się w stronę drzwi. Stojąc w nich odwróciłem się jeszcze. Spotkałem spojrzenie Nel. Było tak przepełnione smutkiem i bezsilnością, nie potrafię tego opisać... Powoli opuściła swój wzrok. Dostrzegłem tylko jeszcze łzę, spływającą po jej bladym policzku.
Ciężko wzdychając, zamknąłem za sobą drzwi i poszedłem po przyjaciela. Godzina była jeszcze dosyć wczesna. Chwilę po 20.00, ale Alfredo był już w łóżku.
- Jesteś potrzebny. - Oznajmiłem, siadając obok niego.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie jest dobrze... Z jej stanem psychicznym. Wiem jak to brzmi, ale sam nie wymyślę nic sensownego. - Powiedziałem szybko.
- Okej. Daj mi się tylko ubrać. - Wyszedł z łóżka i podszedł do jeszcze nierozpakowanej torby. Wyjął z niej jakieś ubrania, które następnie włożył i razem wyszliśmy z jego pokoju.
Nie było nas może z 10 minut... Ale gdy wróciliśmy, Nel już nie było. Zniknęła, a razem z nią moja bluza, jej telefon i słuchawki.
Zwiątpiony usiadłem na kanapie, a Fredo dołączył.
- Zobacz. - Usłyszałem od niego, podał mi kartkę, na której wcześniej napisałem wiadomość do Nelly.
Z drugiej strony napisane było: "Nie powinniśmy się rodzić, kiedy nie umiemy żyć. Więc przepraszam, że żyję"
Przeczytałem to kilka razy, aż dotarło to do mnie, do tego stopnia, że musiałem z tym zostać sam.
Wyprosiłem pośpiesznie nic nierozumiejącego Fredo z pokoju i dalej z tą kartką w ręku, położyłem się na łóżku.
Mijały minuty, a ja coraz bardziej zagłębiałem się w swoich rozmyśleniach... Istniało tak wiele pytań, których odpowiedź wciąż pozostawała dla mnie tajemnicą. Pragnąłem odkryć choć kilka z nich.
Wiedziałem już, że Nel zdolna jest do poświęcenia swojego szczęścia, swojej miłości dla mnie. Do odejścia, którego powodem była ona sama. Ale czy byłaby w stanie pożegnać się z życiem już na zawsze? Jej narkotykiem jest przecież żyletka. Podobno uratowała ją tylko parę razy... Nie wiem ile jej słowa zawierały w sobie prawdy. Czy potrafiła znaleźć w sobie tak dużo uwagi, żeby to wreszcie zrobić? Miałem cichą nadzieję, że nie... Powiedzeniem Nelly jest: "Nadzieja matką głupich!" Dodawała potem: "Jestem jednak strasznie głupia..." Chciałem być tak głupi razem z nią, najbardziej teraz...
W pewnym momencie wpadłem na mało uczciwy pomysł, który jednak mógł mi pomóc.
Po krótkiej chwili wahania, stwierdziłem że możliwie dyskretnie przeszukam rzeczy dziewczyny. Może wtedy dowiem się, co tak na prawdę przede mną ukrywa.
I nareszcie znalazłem coś, co mnie zaciekawiło. Była to książka, którą można pisać własnoręcznie. Była dość spora, z dużą ilością kartek, w twardej, czarnej okładce.
Niepewnie otworzyłem ją i na pierwszej stronie moim oczom ukazał się wpis: "Człowiek, który nie popełnia samobójstwa nie znaczy, że wybrał życie. On tylko nie potrafi się zabić..."
A zaraz pod nim kolejny: ''Wszystko czego potrzebujesz jest w Tobie, Ty nie potrzebujesz nikogo.''
Później następny: "Czasami coś w nas umiera. I nie jest złe, dopóki może zmartwychwstać. We mnie umiera wszystko, ale tak jest lepiej."
Pod tymi wpisami narysowany był obrazek przedstawiający grób, z krzyżem. A na nim tabliczka "Uczucia".
Nie wiem, co się ze mną działo. To, co tu pisała całkowicie raniło moją psychikę i serce, nie pozwalając się im nawet bronić. Powoli przełożyłem stronę i przeczytałem kolejny wpis. Nad nim narysowane były serduszka zamknięte w jednym dużym, które otoczone było grubym murem lub czymś podobnym. Obrazek dokładnie charakteryzował Nel.
Wpis brzmiał: "Porusza mnie istnienie wszystkiego, poza mną". A inny: "Świat jest piękny i życie też... Ale to nie dotyczy mnie". "Jestem tylko tuż obok".
Kolejna strona: "Taka maleńka w porównaniu z wszystkim". "Wiem już teraz, że jestem niewidzialna, to pomaga."
"Nikt nie pyta. Dlaczego? Jest pewien, że nie uzyska odpowiedzi?"
"Oni mnie nie potrafią zrozumieć, nie chcą tego, więc do nich dołączę."
"Tak trudno znaleźć tą osobę, która poświęci Ci czas, uwagę. Wysłucha. I nie musi nic wtedy mówić, niech słucha. Do końca. Nie chcę się poddawać lecz to staje się coraz trudniejsze. Ciągle szukam..."
Marzyłem o byciu dla Nelly tą osobą.
"Są noce, gdy przyszłość traci wszelką wagę, a spośród wszystkich jej chwil pozostaje tylko ta, w której postanowimy skończyć ze sobą."
"Nienawidzę swojej przeszłości, przyszłości i teraźniejszości, więc co mi pozostało?"
I nawet jeśli próbowałem odpowiedzieć na to pytanie, nic nie brzmiało wystarczająco dobrze, brednie...
"Całe życie człowieka jest tylko podróżą do śmierci." --- Seneka "To po co nam ono?"
Kartka dalej i znalazłem chyba jeden z jej ulubionych wpisów: "Samobójstwo to jedyny błąd, którego nie można potem żałować."
I zdecydowanie jeden z tych pozostawiających ślad w mojej pamięci.
Potem ten, który należy do tych piękniejszych: "W życiu podążamy z nicości w nicość i przez cały czas staramy się nie zboczyć z drogi...""To przecież głupie! Nawet brzmi absurdalnie, śmieszne."
"Myślisz, że jestem żałosna?!"; "Znasz mnie, żeby myśleć cokolwiek?! Właśnie. Wszyscy jesteście beznadziejni..."
"Chcą mnie wysłać do psychologa, zabawne, bardzo... Pamiętam jak powiedziałam: Dobry Boże! Psycholog tu już nie pomoże. Wtedy myśleli, że już całkiem ześwirowałam, zresztą robili to już pewnie od dawna... Może psychiatryk?"
"Boją się mnie, a ja czuję satysfakcję... Czy to źle?"
Przekładałem kolejne strony, to wciągało...
"Znasz granice samotności? Moje są jakieś niewyraźne, zatarte."
"Myślą, że mam depresję, może schizofrenię albo po prostu, że jestem całkiem szalona. Czasem im w to wierzę, nie jestem normalna..."
"Cały czas próbuję nauczyć się żyć, ale brakuje mi dobrego nauczyciela..."
"Kompletny deficyt. Gdzie moja odwaga, duma, wiara, nadzieja i siła? Nigdy ich nie było."
"Czasem wydaje mi się, że jestem silna i odważna, że wreszcie będzie dobrze. Lecz to tylko wyobrażenia, tylko..."
"Myślałam, że poradzę sobie sama. A potem doszłam do wniosku, że myślenie mi nie wychodzi, hahah..."
Powoli jej wpisy stawały się bardziej pozytywne, na mojej twarzy pojawił się nawet delikatny uśmiech. Chciałem przeczytać ostatnie słowa, na ostatniej kartce. Może uda mi się odkryć jej tajemnicę...
"Jestem na prawdę, istnieję."
"Jestem szalona, chcę połączyć to ze szczęściem, którego mi ciągle brakuje. Tylko ja uważam, że to może być dobre?"
"Chcę walczyć, ale muszę mieć kogoś po swojej stronie. Mimo wszystko."
"To tylko gra. Nie jestem już nawet zmęczona tym stałym udawaniem. I gdybym wreszcie mogla to skończyć... Nie chcę ze sobą kończyć."
"Może jestem nikim, ale jeżeli znajdę kogoś, kto we mnie uwierzy... Uwierzy w to, że mogę być sobą, być normalna, jak inni, ale indywidualna. Zrobię wszystko, żeby zbudować siebie."
"To byłby mój pierwszy raz, nie chciałabym go stracić. Będzie, czy nie?"
"Jeśli to czytasz... Kochasz mnie."
"Jeśli tego bardzo chcesz, spróbuję, dla ciebie."
"Tylko cholernie boję się, że cię zranię, stracę, cokolwiek. Chcę twojego uśmiechu, jest jak narkotyk. Silniejszy od poprzedniego..."
"Chcę przestać! Wiem, że potrzebuję pomocy, ale nie chcę jej przyjąć. Uznasz to za dziwne, ale ten lęk i obawa."
"Ktoś, kto samotny był przez całe życie, kocha dużo mocniej niż inni..."
"Gdyby podjęte decyzje nie ponosiły za sobą konsekwencji, spróbowałabym wszystkiego."
"Nie wiem jak to zrobić, nie wiem już nic..."
"Też mam marzenia... Chcę istnieć, przestać być nikim dla siebie. Tylko dla siebie. To mój największy problem."
"Nie potrafię się przełamać, to cholernie trudne. Szczególnie, gdy nie masz pojęcia co cię tam czeka."
"Jeśli jesteś już tutaj, proszę, podejmij właściwą dla siebie decyzję. Nie myśl wtedy o mnie, bo twojego szczęścia pragnę bardziej niż swojego..."
"Jestem coś warta?"
Ostatni wpis stanowił dla mnie chyba największą wskazówkę.
"Jestem upadłym aniołem. Proszę, pomóż mi się podnieść!"
I chyba nie muszę tłumaczyć, że chcę zrobić wszystko, żeby uwierzyła w siebie.
Myślałem, że nie może istnieć ktoś lepszy od niej. A jednak! To była druga ona, to co tak usilnie ukrywała. Wspaniała. Kocha ludzi, którzy mogą ją zranić i nie potrafi się przed tym obronić. Chce dać im wszystko, co najlepsze, nie oczekując nawet niczego w zamian.
I pomogę jej! Być może mnie zrani, ale nie potrafię przestać jej kochać i pozwolić odejść...
Zbliżała się 23.00, a Nel ciągle nie wracała. Teraz, kiedy uporządkowałem swoje myśli, zacząłem się o nią martwić jeszcze bardziej niż przedtem. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca, bezczynnie czekając.
Wyszedłem z pokoju i udałem się do Alfredo. Drzwi były zamknięte. Uznałem, że śpi i miałem już wrócić, kiedy usłyszałem czyjąś uciszoną rozmowę. Powoli uchyliłem drzwi, zza których dochodziła. Moim oczom ukazała się większa część zespołu. A dokładniej: Fredo, tancerze, tancerki, Scooter, Kenny, Alison, Ryan i nawet Scrappy. Spojrzałem na nich zdziwiony.
- Nie mogłem zasnąć z myślą, że Nel błąka się po mieście, którego w sumie nie zna, a ty martwisz się o nią. I że w połowie nie jest tak dobrze, jak być miało. - Zdecydował się wyjaśnić mi Alfredo.
Uśmiechnąłem się, widząc że reszta jest z nim zgodna i że mogę na nich polegać.
- I właśnie zastanawiamy się wspólnie, jak możemy wam pomóc. - Dodał Ryan.
- Już wiem, co mam robić. - Oznajmiłem.
Zapewne każdy oczekiwał czegoś więcej, ale nie chciałem bez zgody Nelly opowiadać o jej prywatnych sprawach.
Ich oczekiwanie nie miało końca, więc powiedziałem:
- Przeszukałem jej rzeczy. Znalazłem coś, jakby książkę. Pisze w niej o swoich emocjach, o wszystkim... Wiem już, co ukrywała i jak mogę jej pomóc.
- To dobrze. - Odezwał się Scooter.
- Jaki był ostatni wpis, będzie dobrze? - Zapytała Alison.
- Zrobię wszystko, żeby tak właśnie było. Ostatni wpis to: "Jestem upadłym aniołem. Proszę, pomóż mi się podnieść!"
Miny zebranych nie wyrażały chociażby zadowolenia, widoczne było, że w jakiś sposób to ich dotknęło. Nikt nie zdawał sobie przecież sprawy, że dziewczyna, która śmieje się cały dzień, w nocy planuje swą śmierć.
- Dziękuję, że nas wspieracie. Robicie wiele i myślę, że możecie już wrócić do siebie. - Nikt nie posłuchał, nie poruszył się.
Chciałem aby mój przekaz bardziej do nich dotarł, ale przerwał mi Kenny, mówiąc:
- Siedzimy tu już trochę i nikt raczej nie ma nic przeciwko, żeby poczekać tu dotąd, dopóki Nel nie wróci, prawda?
- Tak. - Usłyszałem od pozostałych.
Byłem w stosunku do nich teraz bezsilny. Usiadłem obok Fredo i Ryan'a i jeszcze raz wyraziłem swoją wdzięczność:
- Jesteście na prawdę wspaniali, dziękuję.
W odpowiedzi mogłem zobaczyć ich uśmiechy.
- Gdybyście potrzebowali pomocy, możecie się do nas zwrócić. - Oznajmiła Alison.
Pokiwałem twierdząco głową i uśmiechnąłem się do niej. Co jak co, ale o lepszego zespołu od Bieber Team'u na pewno nie ma!
Mijały kolejne minuty, Nelly ciągle nie wracała, a my próbowaliśmy zabić czas rozmawiając między sobą.
- Ciszej! - Usłyszeliśmy nagle od Scrappy'iego. - Ktoś chyba idzie.
Szybko poderwałem się z miejsca i otworzyłem drzwi. Wypadłem na korytarz. Przed sobą nie widziałem nikogo, telefon służył mi jako latarka, bo włącznik światła był daleko. Odwróciłem się i poczułem jak ktoś wchodzi we mnie. Poświeciłem telefonem i zobaczyłem buźkę mojej kochanej Nelly. Dziewczyna gwałtownie zasłoniła oczy, a następnie zdjęła z uszu słuchawki.
- Justin... - Wymruczała.
- Hm?
- Telefon! Weź go!
- A! Tak! - Zaśmiałem się.
- Trzymasz się? - Zapytałem, przytulając ją.
Pokiwała głową, lekko się uśmiechając.
Wyglądała inaczej, jakby podjęła już tą ważną dla nas decyzję. Przed wejściem do pokoju, z którego wybiegłem, spytałem jeszcze:
- Zostaniesz?
To jedno słowo, na którym mi tak zależało...
- Tak. - Odpowiedziała spokojnie i stanowczo.
Musiała sobie już chyba wszystko przemyśleć, skoro była pewna wypowiadanych przez siebie słów.
Kamień spadł mi z serca, pocałowałem dziewczynę w czoło i za jej zgodą, zaprowadziłem do pokoju, w którym zebrali się wszyscy.
Po jej minie można było stwierdzić, że jest zadowolona. Przytuliła każdego, mówiąc:
- Przepraszam i dziękuję. Jesteście najlepsi!
W końcu usiadła obok mnie, a chwilę potem położyła się zmęczona na moich kolanach.
- I co? - Zapytał Fredo, zwracając się do Nel.
- Zmarzłam. Radzę wam się ciepło ubrać, jeśli byście wybierali się na nocny spacer. - Odpowiedziała, sprawiając, że zaczęliśmy się śmiać.
Tylko Alfredo udawał niezadowolonego.
- A! I lepiej omijajcie tą trzecią ulicę po prawej od hotelu. - Poderwała się z moich kolan.
Spojrzeliśmy na nią zdziwieni, a ona wyjaśniła:
- Tam tyle uliczek jest, że oszaleć można. Godzinę stamtąd wyjść próbowałam, aż w końcu musiałam użyć nawigacji w telefonie! - Mówiła, gestykulując.
Znów zaczęliśmy się z niej śmiać.
- Potrzebuję Snickers'a. - Powiedziała, siadając. - Bo zaczynam strasznie gwiazdorzyć! - Zaśmiała się i po raz kolejny wprawiła nas w rozbawienie.
- Ale tak na poważnie, to chciałam was przeprosić za swoje zachowanie i przy okazji poinformować, że jeśli nie macie nic przeciwko, to zostanę...
- Pewnie, że nie mamy. - Odezwał się Scoot, uśmiechając się do niej.
- To znaczy, że możemy iść już spać? - Spytała z nadzieją.
Dzięki niej humor zaczynał dopisywać każdemu.
- Dobrze by było. - Powiedział Ryan, ziewając.
Pożegnaliśmy się z nimi i wróciliśmy do naszego pokoju.
- Myślę, że jak już przeczytałeś moją 'książkę', to rozmowa będzie zbędna. - Oznajmiła, rozebrała i dołączyła do mnie.
- Skąd wiesz, że czytałem? - Zdziwiłem się.
- Czyli jednak! - Zaśmiała się, będąc zadowoloną z przyłapania mnie.
- Ej! - Udałem obrażonego.
Uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie, dała całusa w policzek i powiedziała:
- Jestem wykończona, więc najlepiej będzie jak porozmawiamy jutro.
- Mhm. - Zgodziłem się.
- To ja teraz wezmę szybki prysznic, a ty podepnij jeszcze mój telefon do ładowania. A! I jakbym nie wróciła za 15 minut, to znaczy, że zasnęłam w wannie i masz mnie zanieść do łóżka.
Pokiwałem na nią głową. Wzięła rzeczy i udała się do łazienki, a ja wykonałem wcześniej zadane mi polecenie i położyłem się z zamiarem czekania na dziewczynę.
Zanim wróciła zdążyłam napisać jeszcze na TT: "będzie dobrze" i wykonać jeden telefon.
Nie musiałem jednak zanosić Nelly do łóżka, bo zdołała wrócić sama. Położyła się obok i przed zaśnięciem wyznała:
- Kocham cię bardzo i dziękuję.
- Ja ciebie też, poradzimy sobie. - Przytuliłem się do niej, ona do mnie i oboje zmęczeni zasnęliśmy.
Dzień jutrzejszy najprawdopodobniej szykował dla niej uroczą niespodziankę...
sobota, 16 listopada 2013
piątek, 18 października 2013
Rozdział 58
*** Oczami Nelly ***
- Inaczej wyobrażałam sobie ten dzień i to wyjście... - Wyznałam.
- Chcesz już wrócić? - Zapytał chłopak.
- W sumie... To po pierwsze jest za gorąco, po drugie zapowiada się na niezłą burzę, a poza tym w sali gimnastycznej jest niezły syf! - Wyliczyłam.
- Więcej argumentów nie było?! - Zaśmiał się.
- Pewnie bym coś jeszcze wymyśliła, bo wyobraźnię mam akurat bogatą... - Uśmiechnęłam się i zapytałam:
- Będziecie mieć tam chyba pierwsze próby, a kiedy?
- No raczej tam. Hmmm... tego jeszcze nie wiem. - Na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
- To wracamy? - Przywróciłam wcześniejszy temat. Ciągle jeszcze szliśmy donikąd.
- Mhm. - Odwróciliśmy się i zaczęliśmy drogę powrotną w przeciwnym kierunku.
- Mam cholernie dużo do nadrobienia... - Westchnęłam powracając jakby do rzeczywistości i swoich obowiązków.
- W czym? - Zaciekawił się.
- Na fanpage'ach na Facebook'u.
- A o czym one są?
- Raczej o kim. O tobie!
Zmarszczył brwi uważniej mi się przyglądając.
- Jak to dokładniej wygląda?
- Kiedyś ci może pokażę. - Uśmiechnęłam się. - Zamieszczamy tam różne informacje o tobie, zdjęcia, swoje przemyślenia, różne zabawne teksty i przeróbki z tobą związane, które są na prawdę świetne! Czasem jakieś opowiadania itp. - Wyjaśniłam mu.
- Aha... Jest was kilka?
- Tak zazwyczaj na stronce jest parę adminek, bo sama nie ogarnęłabym wszystkich trzech. I mam teraz sporo zaległości, ale mam nadzieję, że Siostry nie będą złe na moją niską aktywność...
- Czyli prowadzisz trzy fanpage. - Analizował. - I prowadzisz je dla Sióstr?
- Tak, dla Beliebers, żeby mogły być na bieżąco i żebyśmy się mogły kontaktować.
Ślicznie się uśmiechnął i zapytał:
- Nazywacie się Siostrami?
- Mhm. - Potwierdziłam.
- To świetne... - Ucieszył się. - A prowadzisz coś jeszcze?
- Mam swojego prywatnego Facebook'a, Tt, IG i tumbrla. A jak chcesz wiedzieć wszystko, to mam jeszcze bloga. - Wymieniłam.
Zrobił na mnie duże oczy i zadał kolejne pytanie:
- Ty dajesz radę z tym wszystkim?!
- Tak. W końcu nie robię tego tylko dla siebie. Czuję, że jestem potrzebna i że mogę wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. Kocham to robić! W sumie, to się już trochę uzależniłam...
Jus zaśmiał się i odezwał:
- Robisz to wszystko dla nich?
- To na prawdę niewiele w porównaniu z tym, czego bym dla nich chciała. - Westchnęłam.
- Lepiej trafić nie mogłem! - Szczerze się uśmiechnął, objął mnie i pocałował w czoło.
- A co ja mam powiedzieć?! - Zaśmiałam się.
- Zanim się poznaliśmy, to czy chciałaś żebym był twoim chłopakiem?
- Mam wiele marzeń i marzę ciągle, ale jestem też realistką. Raczej nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie jako swojego chłopaka. Zawsze byłeś i dalej jesteś mi bardzo bliski. Po prostu chciałam cię spotkać, przytulić i powiedzieć, że kocham i zostanę już na zawsze. A jeśli już chodzi o marzenia mniej wtedy realne, to chciałam być twoją przyjaciółką. Kimś, kto ci pomoże, z kim będziesz mógł zawsze o wszystkim porozmawiać, kimś, kto będzie w stanie sprawić, że się śmiejesz.
- Jesteś niesamowita... - Powiedział cicho i zamyślił się, więc milczałam, nie przerywając mu.
- Czym jest dla ciebie muzyka? - Spytał po kilkunastominutowej ciszy.
- Jest dla mnie wszystkim. Uwielbiam wszystko, co z nią związane. Zawsze jest dla mnie czymś, co sprawia, że potrafię żyć. Przenosi mnie do mojego świata. Sprawia, że śmieję się, wydurniam, płaczę... Kocham ją.
Pokiwał głową i następne pytanie:
- Jeśli chodzi o piosenki? To masz jakieś ulubione, na przykład moje?
Zaśmiałam się i odpowiedziałam:
- Dobrze wiesz, że mam mnóstwo ulubionych piosenek, w których są również twoje. Z nimi z kolei jest tak, że nie potrafię wybrać jednej, którą kocham najbardziej. Porównujemy to do zapytania matkę, o to które ze swych dzieci kocha bardziej.
Oboje się zaśmialiśmy.
- Często mam tak zwane "fazy". Wtedy będę męczyła cię w kółko tą samą piosenką, czasem nawet przez parę dni.
- Czyli mam się już bać? - Uśmiechnął się.
- No wiesz, jak będę Skrillex'a słuchała...
- Może nie będzie tak źle. A co w piosenkach czasem zdaję się być dla ciebie najgorsze?
- Dużo mi jeszcze tych pytań zadasz?!
- Nie wiem o tobie praktycznie nic, więc chcę dowiedzieć się, co myślisz na nasze wspólne tematy. Proszę, odpowiedz.
- Zabrzmi to bardziej ogólnie. Najgorsze dla mnie są chwile, kiedy słowa piosenki, którą na prawdę kocham stają się po prostu puste i bez znaczenia. To boli... Ale chyba jest mi potrzebne. Później doceniam jej istnienie jeszcze bardziej.
- Dokładnie... Uwielbiam z tobą rozmawiać.
- O ile rozmową nazywasz moje monologi odpowiadające na twoje pytania... - Zaśmiałam się.
- Ej! - Szturchnął mnie, również się śmiejąc.
- Mogę powiedzieć ci coś jeszcze... Bo chyba powinieneś to wiedzieć. Zrobiłam pauzę i zaczęłam:
- Są dni, kiedy wpadam w bardzo melancholijny, zazwyczaj też smutny nastrój. Wtedy można powiedzieć, że żyję całkowicie w swoim świecie i nie jestem wtedy dla nikogo dostępna. Tylko ja i muzyka...
- Powinienem się wtedy o ciebie martwić?
- Zazwyczaj kończy się to dobrze. - Uśmiechnęłam się. - Chcesz o mnie wiedzieć coś jeszcze? - Postarałam się o zmianę trochę niewygodnego dla mnie tematu.
Jus chyba to zauważył, bo powiedział:
- Chciałbym, żebyś odpowiedziała na każde moje pytanie, ale ty i tak tego nie zrobisz. Jako twój chłopak chcę znać odpowiedzi chociaż na te podstawowe. Więc opowiedz mi o swoich zainteresowaniach.
- Pod względem wszelkich zainteresować jestem bardzo różna i otwarta na te nowe. Ja w ogóle taka nieokreślona jestem. - Zaśmialiśmy się.
- Miałaś mi coś o sobie opowiedzieć, a ty mi tu dwoma zdaniami rzucasz!
- Wolę, żebyś mnie 'odkrywał', niż żebyś wiedział już wszystko na samym początku.
- Już bez tego jesteś dla mnie jedną wielką zagadką. - Oznajmił.
- Może tak jest lepiej... - Puściłam mu oczko, na co uroczo się uśmiechnął.
- Jestem lepszy w puszczaniu oczek! Ucz się od mistrza! - Krzyknął i zaczął mi przedstawiać różne tego sposoby, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu pojawiającego się ciągle na mojej twarzy. W końcu po około 10 minutach naszej ciężkiej pracy, udało mi się opanować część metod Justina.
- Powracając do tematu, to bardziej sprecyzuję swoje pytania, którymi cię znów zasypię.- Oznajmił.
- Zgoda miszczuniu! - Rozbawiona dałam mu buziaka w policzek i starałam się już skupić tylko na tym, co do mnie mówił.
- W takim razie zaczniemy od sportu...
- Uwielbiam pływać, grać w kosza i siatkówkę oraz tenisa stołowego. Koledzy uczyli mnie grać w nogę i jeździć na desce, a czy im się to powiodło, stwierdzić nie potrafię. - Zaśmialiśmy się. - Lubię jeździć na rowerze, miałam nawet swojego BMX'a. Lubię też jeździć na rolkach, ale za to nie umiem jeździć na łyżwach. Mam 18 lat i nigdy tego nawet nie próbowałam. Najdziwniejsze jest to, że zawsze chciałam się chociaż trochę nauczyć grać w hokeja.
- Ja cię nauczę! - Przerwał mi.
- Trzymam cię za słowo. - Uśmiechnęłam się. - Kiedyś biegałam, lubię chodzić po górach. Jeśli chodzi o taniec. Kocham go. - Skończyłam swoją wypowiedź.
- Tańczysz lub tańczyłaś coś oprócz Dancechall'u?
- Hip - hop.
- Sama, w grupie?
- Na prawdę muszę ci o tym opowiadać? Ta historia nie należy do najkrótszych ani do najszczęśliwszych...
- Chciałbym.
- Więc tańczyłam w grupie. Było nas razem 7. Grupa miała 2 lata i może istnieje do dziś, nie wiem. Dołączyłam do niej na samym początku i to był nasz wspólny na jej założenie pomysł. Tańczyliśmy właśnie hip - hop. Wieki były zbliżone, ja miałam 14 lat. Czterech chłopaków i trzy dziewczyny. Było świetnie, byliśmy zgrani, wszyscy zakochani w naszej pasji. Pierwsze miejsca w różnych konkursach były zawsze nasze. Uwielbiałam taniec, ich i wszystko co się z tym wiązało. Znaczyli dla mnie najwięcej i byłam na prawdę szczęśliwa, że mogę w tym być. Minęły dwa lata. Wpakowałam się w to cholerne gówno, problemy w szkole plus te w domu, te z psychiką też. Ja byłam na wyczerpaniu, po raz pierwszy po prostu nie dawałam rady. Dosłownie wszystko na czym mi zależało ode mnie odchodziło. Nie potrafiłam tego dogonić i złapać. Przepadło. Próbowałam o to walczyć, ale nikt nie dał mi szansy. Chciałam się wytłumaczyć. Byłam nawet w stanie opowiedzieć im, co jest przyczyną zrujnowanej mnie. Ale nikt nie chciał mnie wysłuchać. Ludzie, których uważałam za przyjaciół - odwrócili się ode mnie. Nikt się za mną nie wstawił, a ja byłam gotowa wskoczyć za nimi w ogień. To bolało, bardzo..., ale mijały kolejne lata i teraz staram się do tego nie wracać. - Opowiedziałam.
- Ja... - Zaczął trochę zakłopotany.
- Czasem lepiej po prostu milczeć. - Delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
- Możemy przejść dalej? - Zapytał niepewnie.
- Mhm. - Zgodziłam się.
- Lubisz czytać?
- Uwielbiam. Szczególnie horrory i fantasy. Właśnie! Dawno nic nie czytałam...
- Wybierzemy jakąś dobrą książkę i będziesz nam czytać! - Postanowił.
- Nam? - Zdziwiłam się.
- No. Ja nie przepadam za czytaniem, ale również lubię horrory i fantasy i z chęcią cię posłucham. Będziesz mogła czytać jak będziemy mieli trochę wolnego czasu albo jak będziemy gdzieś jechać... Co ty na to?
- W sumie, czemu nie?! - Przystałam na decyzję chłopaka.
- Okej. To idziemy dalej. A co jeśli chodzi o kino i filmy?
- Kocham kino i filmy. Horrory, komedie i fantasy. No i jeszcze filmy młodzieżowe.
- Czyli z tym nie będzie problemu.
- Z czym zaś? - Wybiłam się.
- No z wyborem filmów. - Zaśmiał się.
Pokiwałam głową, a chłopak zadał następne pytanie:
- Lubisz na przykład fotografię?
- Oooo... Aparatu swojego nie mam. - Zasmuciłam się. - Ale tak, kocham robić zdjęcia.
- Jakie? - Dopytywał.
- Różne. - Zaśmiałam się. - Nie, no. Takie, które uważam za coś dobrego i ładnego, najczęściej z drugim dnem. Wiesz, z ukrytym sensem. Często robię zdjęcia dziwnym, skomponowanym przez siebie scenom albo przypadkowym ludziom. To znaczy robiłam, bo teraz aparatu nie mam...
- Och... Przestań martwić się o rzeczy materialne. Teraz powiedz mi co lubisz jeść.
- Serio?! Pytasz mnie o jedzenie? - Zdumiłam się.
- Muszę wiedzieć, co lubi moja dziewczyna. - Oznajmił, przyciągając mnie bliżej siebie.
- Twoja dziewczyna kocha czekoladę, ale nie gorzką i broń Boże truskawkową. Lubię słodycze, szczególnie te z zawartością alkoholu... - Przeciągnęłam, a Jus słodko się zaśmiał. - Nie przepadam zbytnio za mięsem, ale czasem je spożywam. Ryb i owoców też jadam niewiele. Nie lubię kuchni chińskiej itp., nigdy nie odważyłam się spróbować sushi, czy krewetek. Niestety lubię fast food'y, ale oprócz kebabów. Lubię makarony itd. Nienawidzę szpinaku, szczawiu i surowej marchewki oraz tłustych potraw. Lubię za to potrawy ostre i wyraziste. Często zdarza mi się podjadanie chipsów, a później mam wyrzuty sumienia. - Juju znów się zaśmiał. - Czymś co kocham jest mleko i różne produkty mleczne. Uwielbiam różne serki i jogurty. Kocham szejki. No i nie cierpię płatków kukurydzianych. To mniej więcej tyle.
- Postaram się zapamiętać.
- Kiedyś się tego nauczysz. - Poklepałam go po ramieniu, a on skarcił mnie swoim spojrzeniem, co oczywiście mnie rozbawiło.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - Przerwałam krótko trwającą ciszę.
- Opowiedz mi o swoich marzeniach. - Poprosił.
- Z jedzenia do marzeń, tak? Ciekawie. - Zaśmiałam się.
- Weź przestań! - Oburzył się. - Krytykujesz wszystko, co zrobię i co powiem... - Posmutniał.
- Nie bierz sobie tego do serca. - Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Mówiłem poważnie. - Stwierdził smutny.
Spojrzałam na niego lekko zdezorientowana.
- Nie chciałam sprawić ci przykrości... No, po prostu nie wiedziałam, że odbierasz to w ten sposób. - Wyjaśniłam.
- A ty jak byś na reagowała na coś takiego? - Zapytał kpiąco.
- Potrafiłabym się obronić. Umiem wybrnąć z wielu sytuacji. Tego nauczyło mnie życie...
- Myślisz, że jestem gorszy? Że zawsze miałem z górki?
- Nie mówię, że jesteś gorszy. Wręcz przeciwnie, uważam cię za lepszego człowieka od siebie. Wiem, że los cię doświadczył. Na prawdę przepraszam, że cię uraziłam.
- Tak łatwo przychodzi ci przepraszanie...
- Ale wiedz, że są na świecie ludzie, których nie przeprosiłabym nigdy w życiu.
- Chyba wiem kogo masz na myśli. - Usłyszałam.
- On też. Ale skończmy to. - Próbowałam urwać temat, ale Justin przywrócił jeszcze jeden z tych gorszych.
- Co zrobimy z... tym gównem (tak to się zazwyczaj nazywało, żeby unikać słów kluczowych)?
- Ty to na razie zostaw, na razie spróbuj zapomnieć, nie wracaj do tego. - Zarządziłam.
- A ty? Powinnaś mi to wyjaśnić.
- To jest moja prywatna sprawa, poradzę sobie. - Starałam się to zakończyć.
- Należą mi się chyba jakieś wyjaśnienia. - Powiedział stanowczo.
- A czy ty mi cokolwiek wyjaśniłeś?! - Chciałam obrócić to przeciwko chłopakowi.
- Uważam, że nie ma takiej potrzeby. Wiesz więcej niż powinnaś.
- Właśnie. - Westchnęłam, delikatnie się uśmiechając.
- A ja?! - Upomniał się.
- A ty nie możesz wiedzieć nic.
- Przecież...?!
- Skończ! Okej? Zostaw to teraz i nie wracaj dopóki ci na to nie pozwolę.
- Nie wiem kto nauczył cię tak się rządzić, ale tutaj to nie działa.
- Mylisz pojęcia Kotku, bo ja się nie rządzę. - Odcięłam się, a po chwili miałam tego pożałować.
Jus szarpnął mnie za rękę i w ciągu kilku sekund znaleźliśmy się w luce, między jakimiś budynkami. Mocno przycisnął mnie do ściany, a jego ręka znalazła się na moim tyłku.
- Rozmawialiśmy już na ten temat, więc dlaczego dalej to robisz? - Zapytał patrząc prosto w moje oczy i ściskając w tym samym momencie mój prawy pośladek.
- Nie przestanę. - Wysyczałam, opierając wygodnie swoją głowę.
- Dlaczego to robisz? - Ponowił pytanie. Tym razem z większym naciskiem.
- Bo wiem, że mam przewagę. Potrafię wykorzystać to w każdej chwili i zrobić z tobą, co tylko zechcę. - Wyznałam.
- Z tego, co pamiętam... Powiedziałaś, że nie będziesz tego wykorzystywać. - Wsunął dłoń między moje uda i zaczął nią poruszać w sposób, który sprawiał, że trudne było dla mnie trzymanie się na nogach. Chciałam mu ulec, ale nie mogłam. Na pewno nie teraz.
- Nie zagłębiaj się w to, bo i tak nie zrozumiesz.
- Skąd ta pewność, Skarbie? - Jego usta znalazły się na mojej szyi i zajmowały się właśnie robieniem malinki, dłoń nie zmieniła swego położenia.
- Nie chce mi się tego tobie tłumaczyć. - Powiedziałam znudzona, wynikiem tego były zęby chłopaka wbijające się w moją skórę.
- Ssss... Mógłbyś zachowywać się normalnie! - Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale na marne. On nie chciał ustąpić, tym bardziej pewny swojej przewagi nade mną w obecnym momencie.
- Nie przy tobie, Kochanie! - Uśmiechnął się, przejeżdżając kciukiem po śladzie, jaki zostawił na moim ciele.
- Wiesz, że jestem twoją kobietą. Chcę być tylko twoja, a to powinno cię zadowalać. To musi ci wystarczyć. - Wyjaśniłam.
- Jesteś tylko moja. - Powiedział, wreszcie kładąc swoją dłoń w mniej wrażliwym dla mnie miejscu.
- I mogę dać ci wszystko. - Zapewniłam, zbliżając swoje usta do jego.
- Chcę ciebie, dzisiaj. - Wyszeptał.
- Dostaniesz. - Złączyłam nasze usta, a następnie zjechałam do jego szyi. Doskonale wiedziałam, że wtedy zawsze da za wygraną.
- Ale... - Ciągnęłam dalej. - Jeśli skończysz te wszystkie trudne tematy.
- Mhm. - Wymruczał, rozkoszując się stanem, w który go wprowadziłam.
Uśmiechnęłam się zadowolona ze swojego sukcesu.
- Właśnie przekupiłaś mnie seksem. - Odezwał się, gdy przerwałam rozpieszczanie go.
Chciałam zaprzeczyć, ale wszystkie obronne słowa uwięzły mi w gardle. On miał rację.
Pokiwałam głową, śmiejąc się sama z siebie.
- Ale, wiesz... Możesz robić to ciągle. Ja po prostu uwielbiam te nasze układy. - Namiętnie mnie pocałował, a potem brutalnie wyrwał mnie z tego cudownego stanu, słowami:
- Więc wrócimy do twoich marzeń?
- Ugh! Właśnie mnie ich pozbawiłeś. - Odrzekłam, wzdychając i sprawiając, że Jus słodko się uśmiechnął. - Zostawmy to na kiedy indziej. - Dodałam.
- Dobrze. - Łatwo się ze mną zgodził.
- Teraz będziesz taki uległy do końca dnia? - Zaśmiałam się.
Chłopak seksownie oblizał swoje usta, uważnie mi się przyglądając.
- Dzień kończy się dopiero o północy.
Justin złapał moją rękę i znaleźliśmy się na naszej drodze powrotnej do hotelu.
- Im dłużej będę musiał czekać, tym bardziej ty będziesz musiała się postarać.
- Że niby się nie staram?
- Tego nie powiedziałem... Teraz po prostu będziesz musiała przygotować coś specjalnego. - Oznajmił.
- Zrobię to tak, jak będę chciała. - Pokazałam mu język. - Poza tym nie muszę się specjalnie starać, żeby ci się podobało.
- Czyli tak łatwo mnie zadowolić? - Spytał podejrzliwie.
Ale na mojej twarzy zobaczył tylko łobuzerki uśmieszek.
- Nel? - Naciskał.
- Cicho, bo myślę nad tym, co przygotować! - Upomniałam go.
- Czyli jednak? - Zabawnie poruszył brwiami.
- Mam coraz więcej wątpliwości...
- Okej będę już cicho. - Powiedział szybko.
Czego oni nie zrobią dla jednej nocy... Dla Justina nawet z załatwieniem pokoju, którego na razie nie było, nie będzie problemu.
- Jakaś wskazówka? - Zapytał po około 15 minutach.
Z pobłażaniem pokiwałam na niego głową.
- No co?! - Wzruszył ramionami.
- Będę po prostu twoją kobietą.
- Mmm...
- Dobre? - Zaśmiałam się.
- Yeah... - Odpowiedział zamyślony.
- Pamiętaj! Dopiero o północy. - Zwróciłam mu uwagę, bo coraz bardziej zagłębiał się w swoich fantazjach.
- Nie mógłbym zapomnieć. - Odwzajemnił mój uśmiech i powrócił do swych przepełnionych seksem fantazji.
Po około 2o minutach dalszej wędrówki dotarliśmy do naszego hotelu, gdzie czekało nas coś, czego się nie spodziewaliśmy...
- Inaczej wyobrażałam sobie ten dzień i to wyjście... - Wyznałam.
- Chcesz już wrócić? - Zapytał chłopak.
- W sumie... To po pierwsze jest za gorąco, po drugie zapowiada się na niezłą burzę, a poza tym w sali gimnastycznej jest niezły syf! - Wyliczyłam.
- Więcej argumentów nie było?! - Zaśmiał się.
- Pewnie bym coś jeszcze wymyśliła, bo wyobraźnię mam akurat bogatą... - Uśmiechnęłam się i zapytałam:
- Będziecie mieć tam chyba pierwsze próby, a kiedy?
- No raczej tam. Hmmm... tego jeszcze nie wiem. - Na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
- To wracamy? - Przywróciłam wcześniejszy temat. Ciągle jeszcze szliśmy donikąd.
- Mhm. - Odwróciliśmy się i zaczęliśmy drogę powrotną w przeciwnym kierunku.
- Mam cholernie dużo do nadrobienia... - Westchnęłam powracając jakby do rzeczywistości i swoich obowiązków.
- W czym? - Zaciekawił się.
- Na fanpage'ach na Facebook'u.
- A o czym one są?
- Raczej o kim. O tobie!
Zmarszczył brwi uważniej mi się przyglądając.
- Jak to dokładniej wygląda?
- Kiedyś ci może pokażę. - Uśmiechnęłam się. - Zamieszczamy tam różne informacje o tobie, zdjęcia, swoje przemyślenia, różne zabawne teksty i przeróbki z tobą związane, które są na prawdę świetne! Czasem jakieś opowiadania itp. - Wyjaśniłam mu.
- Aha... Jest was kilka?
- Tak zazwyczaj na stronce jest parę adminek, bo sama nie ogarnęłabym wszystkich trzech. I mam teraz sporo zaległości, ale mam nadzieję, że Siostry nie będą złe na moją niską aktywność...
- Czyli prowadzisz trzy fanpage. - Analizował. - I prowadzisz je dla Sióstr?
- Tak, dla Beliebers, żeby mogły być na bieżąco i żebyśmy się mogły kontaktować.
Ślicznie się uśmiechnął i zapytał:
- Nazywacie się Siostrami?
- Mhm. - Potwierdziłam.
- To świetne... - Ucieszył się. - A prowadzisz coś jeszcze?
- Mam swojego prywatnego Facebook'a, Tt, IG i tumbrla. A jak chcesz wiedzieć wszystko, to mam jeszcze bloga. - Wymieniłam.
Zrobił na mnie duże oczy i zadał kolejne pytanie:
- Ty dajesz radę z tym wszystkim?!
- Tak. W końcu nie robię tego tylko dla siebie. Czuję, że jestem potrzebna i że mogę wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. Kocham to robić! W sumie, to się już trochę uzależniłam...
Jus zaśmiał się i odezwał:
- Robisz to wszystko dla nich?
- To na prawdę niewiele w porównaniu z tym, czego bym dla nich chciała. - Westchnęłam.
- Lepiej trafić nie mogłem! - Szczerze się uśmiechnął, objął mnie i pocałował w czoło.
- A co ja mam powiedzieć?! - Zaśmiałam się.
- Zanim się poznaliśmy, to czy chciałaś żebym był twoim chłopakiem?
- Mam wiele marzeń i marzę ciągle, ale jestem też realistką. Raczej nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie jako swojego chłopaka. Zawsze byłeś i dalej jesteś mi bardzo bliski. Po prostu chciałam cię spotkać, przytulić i powiedzieć, że kocham i zostanę już na zawsze. A jeśli już chodzi o marzenia mniej wtedy realne, to chciałam być twoją przyjaciółką. Kimś, kto ci pomoże, z kim będziesz mógł zawsze o wszystkim porozmawiać, kimś, kto będzie w stanie sprawić, że się śmiejesz.
- Jesteś niesamowita... - Powiedział cicho i zamyślił się, więc milczałam, nie przerywając mu.
- Czym jest dla ciebie muzyka? - Spytał po kilkunastominutowej ciszy.
- Jest dla mnie wszystkim. Uwielbiam wszystko, co z nią związane. Zawsze jest dla mnie czymś, co sprawia, że potrafię żyć. Przenosi mnie do mojego świata. Sprawia, że śmieję się, wydurniam, płaczę... Kocham ją.
Pokiwał głową i następne pytanie:
- Jeśli chodzi o piosenki? To masz jakieś ulubione, na przykład moje?
Zaśmiałam się i odpowiedziałam:
- Dobrze wiesz, że mam mnóstwo ulubionych piosenek, w których są również twoje. Z nimi z kolei jest tak, że nie potrafię wybrać jednej, którą kocham najbardziej. Porównujemy to do zapytania matkę, o to które ze swych dzieci kocha bardziej.
Oboje się zaśmialiśmy.
- Często mam tak zwane "fazy". Wtedy będę męczyła cię w kółko tą samą piosenką, czasem nawet przez parę dni.
- Czyli mam się już bać? - Uśmiechnął się.
- No wiesz, jak będę Skrillex'a słuchała...
- Może nie będzie tak źle. A co w piosenkach czasem zdaję się być dla ciebie najgorsze?
- Dużo mi jeszcze tych pytań zadasz?!
- Nie wiem o tobie praktycznie nic, więc chcę dowiedzieć się, co myślisz na nasze wspólne tematy. Proszę, odpowiedz.
- Zabrzmi to bardziej ogólnie. Najgorsze dla mnie są chwile, kiedy słowa piosenki, którą na prawdę kocham stają się po prostu puste i bez znaczenia. To boli... Ale chyba jest mi potrzebne. Później doceniam jej istnienie jeszcze bardziej.
- Dokładnie... Uwielbiam z tobą rozmawiać.
- O ile rozmową nazywasz moje monologi odpowiadające na twoje pytania... - Zaśmiałam się.
- Ej! - Szturchnął mnie, również się śmiejąc.
- Mogę powiedzieć ci coś jeszcze... Bo chyba powinieneś to wiedzieć. Zrobiłam pauzę i zaczęłam:
- Są dni, kiedy wpadam w bardzo melancholijny, zazwyczaj też smutny nastrój. Wtedy można powiedzieć, że żyję całkowicie w swoim świecie i nie jestem wtedy dla nikogo dostępna. Tylko ja i muzyka...
- Powinienem się wtedy o ciebie martwić?
- Zazwyczaj kończy się to dobrze. - Uśmiechnęłam się. - Chcesz o mnie wiedzieć coś jeszcze? - Postarałam się o zmianę trochę niewygodnego dla mnie tematu.
Jus chyba to zauważył, bo powiedział:
- Chciałbym, żebyś odpowiedziała na każde moje pytanie, ale ty i tak tego nie zrobisz. Jako twój chłopak chcę znać odpowiedzi chociaż na te podstawowe. Więc opowiedz mi o swoich zainteresowaniach.
- Pod względem wszelkich zainteresować jestem bardzo różna i otwarta na te nowe. Ja w ogóle taka nieokreślona jestem. - Zaśmialiśmy się.
- Miałaś mi coś o sobie opowiedzieć, a ty mi tu dwoma zdaniami rzucasz!
- Wolę, żebyś mnie 'odkrywał', niż żebyś wiedział już wszystko na samym początku.
- Już bez tego jesteś dla mnie jedną wielką zagadką. - Oznajmił.
- Może tak jest lepiej... - Puściłam mu oczko, na co uroczo się uśmiechnął.
- Jestem lepszy w puszczaniu oczek! Ucz się od mistrza! - Krzyknął i zaczął mi przedstawiać różne tego sposoby, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu pojawiającego się ciągle na mojej twarzy. W końcu po około 10 minutach naszej ciężkiej pracy, udało mi się opanować część metod Justina.
- Powracając do tematu, to bardziej sprecyzuję swoje pytania, którymi cię znów zasypię.- Oznajmił.
- Zgoda miszczuniu! - Rozbawiona dałam mu buziaka w policzek i starałam się już skupić tylko na tym, co do mnie mówił.
- W takim razie zaczniemy od sportu...
- Uwielbiam pływać, grać w kosza i siatkówkę oraz tenisa stołowego. Koledzy uczyli mnie grać w nogę i jeździć na desce, a czy im się to powiodło, stwierdzić nie potrafię. - Zaśmialiśmy się. - Lubię jeździć na rowerze, miałam nawet swojego BMX'a. Lubię też jeździć na rolkach, ale za to nie umiem jeździć na łyżwach. Mam 18 lat i nigdy tego nawet nie próbowałam. Najdziwniejsze jest to, że zawsze chciałam się chociaż trochę nauczyć grać w hokeja.
- Ja cię nauczę! - Przerwał mi.
- Trzymam cię za słowo. - Uśmiechnęłam się. - Kiedyś biegałam, lubię chodzić po górach. Jeśli chodzi o taniec. Kocham go. - Skończyłam swoją wypowiedź.
- Tańczysz lub tańczyłaś coś oprócz Dancechall'u?
- Hip - hop.
- Sama, w grupie?
- Na prawdę muszę ci o tym opowiadać? Ta historia nie należy do najkrótszych ani do najszczęśliwszych...
- Chciałbym.
- Więc tańczyłam w grupie. Było nas razem 7. Grupa miała 2 lata i może istnieje do dziś, nie wiem. Dołączyłam do niej na samym początku i to był nasz wspólny na jej założenie pomysł. Tańczyliśmy właśnie hip - hop. Wieki były zbliżone, ja miałam 14 lat. Czterech chłopaków i trzy dziewczyny. Było świetnie, byliśmy zgrani, wszyscy zakochani w naszej pasji. Pierwsze miejsca w różnych konkursach były zawsze nasze. Uwielbiałam taniec, ich i wszystko co się z tym wiązało. Znaczyli dla mnie najwięcej i byłam na prawdę szczęśliwa, że mogę w tym być. Minęły dwa lata. Wpakowałam się w to cholerne gówno, problemy w szkole plus te w domu, te z psychiką też. Ja byłam na wyczerpaniu, po raz pierwszy po prostu nie dawałam rady. Dosłownie wszystko na czym mi zależało ode mnie odchodziło. Nie potrafiłam tego dogonić i złapać. Przepadło. Próbowałam o to walczyć, ale nikt nie dał mi szansy. Chciałam się wytłumaczyć. Byłam nawet w stanie opowiedzieć im, co jest przyczyną zrujnowanej mnie. Ale nikt nie chciał mnie wysłuchać. Ludzie, których uważałam za przyjaciół - odwrócili się ode mnie. Nikt się za mną nie wstawił, a ja byłam gotowa wskoczyć za nimi w ogień. To bolało, bardzo..., ale mijały kolejne lata i teraz staram się do tego nie wracać. - Opowiedziałam.
- Ja... - Zaczął trochę zakłopotany.
- Czasem lepiej po prostu milczeć. - Delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
- Możemy przejść dalej? - Zapytał niepewnie.
- Mhm. - Zgodziłam się.
- Lubisz czytać?
- Uwielbiam. Szczególnie horrory i fantasy. Właśnie! Dawno nic nie czytałam...
- Wybierzemy jakąś dobrą książkę i będziesz nam czytać! - Postanowił.
- Nam? - Zdziwiłam się.
- No. Ja nie przepadam za czytaniem, ale również lubię horrory i fantasy i z chęcią cię posłucham. Będziesz mogła czytać jak będziemy mieli trochę wolnego czasu albo jak będziemy gdzieś jechać... Co ty na to?
- W sumie, czemu nie?! - Przystałam na decyzję chłopaka.
- Okej. To idziemy dalej. A co jeśli chodzi o kino i filmy?
- Kocham kino i filmy. Horrory, komedie i fantasy. No i jeszcze filmy młodzieżowe.
- Czyli z tym nie będzie problemu.
- Z czym zaś? - Wybiłam się.
- No z wyborem filmów. - Zaśmiał się.
Pokiwałam głową, a chłopak zadał następne pytanie:
- Lubisz na przykład fotografię?
- Oooo... Aparatu swojego nie mam. - Zasmuciłam się. - Ale tak, kocham robić zdjęcia.
- Jakie? - Dopytywał.
- Różne. - Zaśmiałam się. - Nie, no. Takie, które uważam za coś dobrego i ładnego, najczęściej z drugim dnem. Wiesz, z ukrytym sensem. Często robię zdjęcia dziwnym, skomponowanym przez siebie scenom albo przypadkowym ludziom. To znaczy robiłam, bo teraz aparatu nie mam...
- Och... Przestań martwić się o rzeczy materialne. Teraz powiedz mi co lubisz jeść.
- Serio?! Pytasz mnie o jedzenie? - Zdumiłam się.
- Muszę wiedzieć, co lubi moja dziewczyna. - Oznajmił, przyciągając mnie bliżej siebie.
- Twoja dziewczyna kocha czekoladę, ale nie gorzką i broń Boże truskawkową. Lubię słodycze, szczególnie te z zawartością alkoholu... - Przeciągnęłam, a Jus słodko się zaśmiał. - Nie przepadam zbytnio za mięsem, ale czasem je spożywam. Ryb i owoców też jadam niewiele. Nie lubię kuchni chińskiej itp., nigdy nie odważyłam się spróbować sushi, czy krewetek. Niestety lubię fast food'y, ale oprócz kebabów. Lubię makarony itd. Nienawidzę szpinaku, szczawiu i surowej marchewki oraz tłustych potraw. Lubię za to potrawy ostre i wyraziste. Często zdarza mi się podjadanie chipsów, a później mam wyrzuty sumienia. - Juju znów się zaśmiał. - Czymś co kocham jest mleko i różne produkty mleczne. Uwielbiam różne serki i jogurty. Kocham szejki. No i nie cierpię płatków kukurydzianych. To mniej więcej tyle.
- Postaram się zapamiętać.
- Kiedyś się tego nauczysz. - Poklepałam go po ramieniu, a on skarcił mnie swoim spojrzeniem, co oczywiście mnie rozbawiło.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - Przerwałam krótko trwającą ciszę.
- Opowiedz mi o swoich marzeniach. - Poprosił.
- Z jedzenia do marzeń, tak? Ciekawie. - Zaśmiałam się.
- Weź przestań! - Oburzył się. - Krytykujesz wszystko, co zrobię i co powiem... - Posmutniał.
- Nie bierz sobie tego do serca. - Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Mówiłem poważnie. - Stwierdził smutny.
Spojrzałam na niego lekko zdezorientowana.
- Nie chciałam sprawić ci przykrości... No, po prostu nie wiedziałam, że odbierasz to w ten sposób. - Wyjaśniłam.
- A ty jak byś na reagowała na coś takiego? - Zapytał kpiąco.
- Potrafiłabym się obronić. Umiem wybrnąć z wielu sytuacji. Tego nauczyło mnie życie...
- Myślisz, że jestem gorszy? Że zawsze miałem z górki?
- Nie mówię, że jesteś gorszy. Wręcz przeciwnie, uważam cię za lepszego człowieka od siebie. Wiem, że los cię doświadczył. Na prawdę przepraszam, że cię uraziłam.
- Tak łatwo przychodzi ci przepraszanie...
- Ale wiedz, że są na świecie ludzie, których nie przeprosiłabym nigdy w życiu.
- Chyba wiem kogo masz na myśli. - Usłyszałam.
- On też. Ale skończmy to. - Próbowałam urwać temat, ale Justin przywrócił jeszcze jeden z tych gorszych.
- Co zrobimy z... tym gównem (tak to się zazwyczaj nazywało, żeby unikać słów kluczowych)?
- Ty to na razie zostaw, na razie spróbuj zapomnieć, nie wracaj do tego. - Zarządziłam.
- A ty? Powinnaś mi to wyjaśnić.
- To jest moja prywatna sprawa, poradzę sobie. - Starałam się to zakończyć.
- Należą mi się chyba jakieś wyjaśnienia. - Powiedział stanowczo.
- A czy ty mi cokolwiek wyjaśniłeś?! - Chciałam obrócić to przeciwko chłopakowi.
- Uważam, że nie ma takiej potrzeby. Wiesz więcej niż powinnaś.
- Właśnie. - Westchnęłam, delikatnie się uśmiechając.
- A ja?! - Upomniał się.
- A ty nie możesz wiedzieć nic.
- Przecież...?!
- Skończ! Okej? Zostaw to teraz i nie wracaj dopóki ci na to nie pozwolę.
- Nie wiem kto nauczył cię tak się rządzić, ale tutaj to nie działa.
- Mylisz pojęcia Kotku, bo ja się nie rządzę. - Odcięłam się, a po chwili miałam tego pożałować.
Jus szarpnął mnie za rękę i w ciągu kilku sekund znaleźliśmy się w luce, między jakimiś budynkami. Mocno przycisnął mnie do ściany, a jego ręka znalazła się na moim tyłku.
- Rozmawialiśmy już na ten temat, więc dlaczego dalej to robisz? - Zapytał patrząc prosto w moje oczy i ściskając w tym samym momencie mój prawy pośladek.
- Nie przestanę. - Wysyczałam, opierając wygodnie swoją głowę.
- Dlaczego to robisz? - Ponowił pytanie. Tym razem z większym naciskiem.
- Bo wiem, że mam przewagę. Potrafię wykorzystać to w każdej chwili i zrobić z tobą, co tylko zechcę. - Wyznałam.
- Z tego, co pamiętam... Powiedziałaś, że nie będziesz tego wykorzystywać. - Wsunął dłoń między moje uda i zaczął nią poruszać w sposób, który sprawiał, że trudne było dla mnie trzymanie się na nogach. Chciałam mu ulec, ale nie mogłam. Na pewno nie teraz.
- Nie zagłębiaj się w to, bo i tak nie zrozumiesz.
- Skąd ta pewność, Skarbie? - Jego usta znalazły się na mojej szyi i zajmowały się właśnie robieniem malinki, dłoń nie zmieniła swego położenia.
- Nie chce mi się tego tobie tłumaczyć. - Powiedziałam znudzona, wynikiem tego były zęby chłopaka wbijające się w moją skórę.
- Ssss... Mógłbyś zachowywać się normalnie! - Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale na marne. On nie chciał ustąpić, tym bardziej pewny swojej przewagi nade mną w obecnym momencie.
- Nie przy tobie, Kochanie! - Uśmiechnął się, przejeżdżając kciukiem po śladzie, jaki zostawił na moim ciele.
- Wiesz, że jestem twoją kobietą. Chcę być tylko twoja, a to powinno cię zadowalać. To musi ci wystarczyć. - Wyjaśniłam.
- Jesteś tylko moja. - Powiedział, wreszcie kładąc swoją dłoń w mniej wrażliwym dla mnie miejscu.
- I mogę dać ci wszystko. - Zapewniłam, zbliżając swoje usta do jego.
- Chcę ciebie, dzisiaj. - Wyszeptał.
- Dostaniesz. - Złączyłam nasze usta, a następnie zjechałam do jego szyi. Doskonale wiedziałam, że wtedy zawsze da za wygraną.
- Ale... - Ciągnęłam dalej. - Jeśli skończysz te wszystkie trudne tematy.
- Mhm. - Wymruczał, rozkoszując się stanem, w który go wprowadziłam.
Uśmiechnęłam się zadowolona ze swojego sukcesu.
- Właśnie przekupiłaś mnie seksem. - Odezwał się, gdy przerwałam rozpieszczanie go.
Chciałam zaprzeczyć, ale wszystkie obronne słowa uwięzły mi w gardle. On miał rację.
Pokiwałam głową, śmiejąc się sama z siebie.
- Ale, wiesz... Możesz robić to ciągle. Ja po prostu uwielbiam te nasze układy. - Namiętnie mnie pocałował, a potem brutalnie wyrwał mnie z tego cudownego stanu, słowami:
- Więc wrócimy do twoich marzeń?
- Ugh! Właśnie mnie ich pozbawiłeś. - Odrzekłam, wzdychając i sprawiając, że Jus słodko się uśmiechnął. - Zostawmy to na kiedy indziej. - Dodałam.
- Dobrze. - Łatwo się ze mną zgodził.
- Teraz będziesz taki uległy do końca dnia? - Zaśmiałam się.
Chłopak seksownie oblizał swoje usta, uważnie mi się przyglądając.
- Dzień kończy się dopiero o północy.
Justin złapał moją rękę i znaleźliśmy się na naszej drodze powrotnej do hotelu.
- Im dłużej będę musiał czekać, tym bardziej ty będziesz musiała się postarać.
- Że niby się nie staram?
- Tego nie powiedziałem... Teraz po prostu będziesz musiała przygotować coś specjalnego. - Oznajmił.
- Zrobię to tak, jak będę chciała. - Pokazałam mu język. - Poza tym nie muszę się specjalnie starać, żeby ci się podobało.
- Czyli tak łatwo mnie zadowolić? - Spytał podejrzliwie.
Ale na mojej twarzy zobaczył tylko łobuzerki uśmieszek.
- Nel? - Naciskał.
- Cicho, bo myślę nad tym, co przygotować! - Upomniałam go.
- Czyli jednak? - Zabawnie poruszył brwiami.
- Mam coraz więcej wątpliwości...
- Okej będę już cicho. - Powiedział szybko.
Czego oni nie zrobią dla jednej nocy... Dla Justina nawet z załatwieniem pokoju, którego na razie nie było, nie będzie problemu.
- Jakaś wskazówka? - Zapytał po około 15 minutach.
Z pobłażaniem pokiwałam na niego głową.
- No co?! - Wzruszył ramionami.
- Będę po prostu twoją kobietą.
- Mmm...
- Dobre? - Zaśmiałam się.
- Yeah... - Odpowiedział zamyślony.
- Pamiętaj! Dopiero o północy. - Zwróciłam mu uwagę, bo coraz bardziej zagłębiał się w swoich fantazjach.
- Nie mógłbym zapomnieć. - Odwzajemnił mój uśmiech i powrócił do swych przepełnionych seksem fantazji.
Po około 2o minutach dalszej wędrówki dotarliśmy do naszego hotelu, gdzie czekało nas coś, czego się nie spodziewaliśmy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)