sobota, 31 sierpnia 2013

INFORMACJA

INFORMACJA

Z racji na to, że zaczyna się rok szkolny, będę miała dużo mniej czasu na prowadzenie bloga. Rozdziały piszę na bieżąco, więc nie będzie łatwo. Następne będą pojawiały się średnio co około dwa tygodnie.
Przepraszam, jeśli Was zawiodłam, ale inaczej nie dam rady...

Rozdział 54

Dziewczyny nie zauważyły nawet naszej obecności. Postawiliśmy kartony na podłodze i zaczęliśmy się im z rozbawieniem przyglądać. Cała sytuacja, w której znajdowały się Nel i Nicole wyglądała dosyć dwuznacznie.
- Mogłybyście się już ogarnąć. - Powiedziałem, śmiejąc się.
Wreszcie odwróciły twarze w naszym kierunku i szybko podniosły się. Obie były tak radosne, że przez chwilę pomyślałem, że coś brały...
Moje spojrzenie utkwiło na Nelly i chyba pozostali zauważyli, że wolałbym być z nią teraz na osobności.
- To my to zaniesiemy już na salę. - Odezwał się Adrian.
- A ja pójdę się już powoli szykować. - Oznajmiła Nicole i odeszła w przeciwnym kierunku.
Zostaliśmy sami. Dziewczyna podniosła na mnie swój wzrok i posłała mi cudowny uśmiech. Jej zachowanie zawiodło mnie i zaskoczyło za razem. Ona po prostu odwróciła się i chciała odejść.
- Nie dostanę nawet buzi? - Zawołałem za nią.
- Nie. - Odpowiedziała, nawet nie odwracając się.
Szybkim tempem dotarłem do niej, złapałem za nadgarstek i mocnym szarpnięciem przyciągnąłem do siebie. Jej łobuzerski uśmieszek prowokował mnie tylko jeszcze bardziej.
- Mnie się nie odmawia. - Powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Och... Bieber! Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam zamiaru słuchać się nikogo?! Nie jesteś wyjątkiem.
- Jesteś tego pewna? - Zapytałem, przyciskając ją do ściany.
- Całkowicie.
- Pieprzona buntowniczka! - Wysyczałem, puszczając jej nadgarstki.
Jednak dalej stałem bardzo blisko niej. Nasze usta dzieliły już tylko dwa centymetry. Czułem na nich gorący oddech dziewczyny. Doprowadzała mnie do szaleństwa! Ale wiedziałem, że ja również jestem jej słabą stroną. Tyle tylko, że ona wydawała się być silniejsza... Przymknąłem oczy i głośno westchnąłem. Nelly włożyła swój język, między moje lekko rozchylone usta. I w momencie, kiedy chciałem go tam zatrzymać, wyjęła go.
Boże... Pomóż mi jej dzisiaj nie zgwałcić.
- Dlaczego to robisz? - Zapytałem, odsuwając się od niej.
- Może na przykład, żeby podkreślić swoją pozycję...
- Czemu miałabyś ją podkreślać?
- Bo twoja jest za silna. - Powiedziała, oznajmiając tym samym, że nie ona ma tu władzę.
Ja sam się w tym pogubiłem...
- Tylko tyle?
- To jest fajne, podoba mi się. - Wzruszyła ramionami.
Miałem ochotę jej coś zrobić. Cholernie mnie prowokowała i to pod każdym względem.
- Przecież wiesz, że cie kocham, to po co te całe pieprzone gierki?! - Wściekłem się.
- Już mówiłam. - Rzuciła obojętnie.
Zacisnąłem dłonie w pięści i przymknąłem powieki. Moja klatka piersiowa poruszała się niebezpiecznie szybko. A Nel ciągle tu była!
- Odejdź! - Wyszeptałem.
Przecząco pokiwała głową.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy. - Ostrzegłem dziewczynę.
- Nie jesteś w stanie tego zrobić. - Powiedziała z wrednym uśmieszkiem.
Dlaczego musiałem pokochać dziewczynę z takim temperamentem?!
Odwróciła się i odeszła w stronę swojego pokoju. Stałem jeszcze chwilę na korytarzu i skierowałem się do sali gimnastycznej, żeby pomóc chłopakom.
- Pokłóciłeś się z Nelly? - To były pierwsze słowa, jakie usłyszałem po wejściu do ogromnego pomieszczenia.
- Nie. - Odpowiedziałem.
- To co się dzieje? - Kolejne zbędne pytanie.
- Jestem po prostu zły. - Odburknąłem, chcąc zakończyć to przesłuchanie, ale mi się nie udało.
- Zły na Nelly? - Dopytywali.
- Tak! Zły na Nelly, psuje?! - Uniosłem się.
- Dobra, wyluzuj. Chcieliśmy tylko pomóc. - Usłyszałem od Lucasa.
- Spoko, sory. - Rzuciłem na odczepnego i zabrałem się do 'roboty'.

*** Oczami Nelly ***

Wygrałam i byłam z tego powodu z siebie dumna. Po prostu chcę być wolna i niezależna, tak jak do tej pory. Justin tego nie zmieni i chyba trudno jest mu się z tym pogodzić. Ale akurat teraz miałam to w dupie. Wracałam do pokoju, żeby wziąć szybki przysznic i przygotować się do imprezy, na której planuję się porządnie upić.
- Ej, laska! Mamy tylko niecałą godzinę. - Oznajmiła mi Nicole już na wejściu.
Reszty dziewczyn nie było już w pokoju. Zapewne zdążyły się już naszykować i tylko my byłyśmy takie zakręcone.
- I? - Spytałam, bo nie wiedziałam do czego dąży.
- Nie zdążymy się odświeżyć. - Zrobiła smutną minkę, która rozbawiła mnie.
- Chyba, że... - Zaczęłam.
- Weźmiemy go razem! - Stwierdziła.
- Czytasz mi w myślach! - Uśmiechnęłam się i zaczęłyśmy się szykować do wejścia pod prysznic.
- Co z Bieberem? - Spytała.
- Jest na mnie wściekły. - Powiedziałam obojętnie.
- Buntowniczka, której nie potrafi zaakceptować.
- No dokładnie. - Pokiwałam głową.
Byłam już pewna, że Nicole może mnie przejrzeć. Już to robiła...
- A ty to olewasz.
- Dziś szczególnie. Bo mam zamiar się dobrze zabawić, a nie przejmować się jego kaprysami.
- I tak trzymać! - Przybiłyśmy sobie piątkę i weszłyśmy do kabiny.
Po około 15 minutach zajęłyśmy się makijażem. Nie mam w zwyczaju malowania się, ale impreza wymaga ulepszenia wyglądu. W moim przypadku to bardziej podkreślenia. Usta pomalowałam krwisto czerwoną szminką, a oczy ozdabiały dosyć mocne czarne kreski. Wszystko musiało pasować do mojego stroju. Ubrałam czary top z napisem "REBELLIOUS", do tego krótkie, wytarte spodenki dżinsowe i czarne szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, jeszcze tylko biżuteria (w tym bransoletka od Juju) i byłam gotowa.
- Wyglądasz zajebiście! - Oznajmiła Nicki.
- Ty również. - Uśmiechnęłam się do niej.
Dziewczyna była ubrana bardziej na luzie, ale seksownie. No i wyglądała bardziej przyjaźnie niż ja, bo miała na sobie ubrania w różnych kolorach, nie to co ja. Ale chciałam, aby mój strój wyrażał mój nastrój i po części też charakter.
Gotowe udałyśmy się na salę, w której byli już pozostali, w tym dalej zły na mnie Justin.

Muzyka, dawała o sobie znać moim bębenkom, ale na razie nie zwracałam na nią większej uwagi. Interesowały mnie teraz rozmowa, ludzie i alkohol. Usiedliśmy całą grupką w kółku. Jus strzelił focha i do nas nie dołączył. Dopiero Lucas, z którym był dosyć blisko poszedł do niego, chwilę pogadał i namówił go do przyjścia. Chłopak niezadowolony usiadł na przeciwko mnie. I podczas całej rozmowy nie odezwał się ani razu. Och... Zachowuje się jak dziecko. To, że zły jest na mnie, nie oznacza, że ma tym odgrywać się na wszystkich. Ale jego wygląd... Ugh. Ciągle przyłapywałam sama siebie na gapieniu się właśnie w jego kierunku.
Wpiliśmy już po parę kieliszków i prawie wszyscy, uśmiechnięci bawiliśmy się na parkiecie. Po skończeniu się moich dwóch mocniejszych, ulubionych kawałków Bon Joviego, które przeszalałam z Danem nadszedł czas na coś, co przygotowałam z myślą o Justinie...

Wypiłam jeszcze kieliszek dla odwagi i mogłam zacząć. Warunki były trochę hard bo nie miałam mikrofonu itp., ale przynajmniej przygotowana byłam z podkładem. Zaskoczyłam wszystkich, a jeszcze przed występem oznajmiłam:
- Tak, śpiewam. Ale robię to tylko dla własnej przyjemności i dla przyjaciół. Nie mam zamiaru się w tym zagłębiać i proszę o zrozumienie.
To dla ciebie, Kochanie. - Zwróciłam się do Justina i zajęłam się wykonywaniem piosenki.
Ze specjalną dedykacją dla swojego chłopaka zaśpiewałam kawałek Selah Sue - This World.
I to zdumienie na ich twarzach, gdy już skończyłam, bezcenne...
Do moich uszów prawie nie docierały słowa wypowiadane przez tancerzy i tancerki oraz parę innych osób. Ja oczekiwałam reakcji Biebera. Stał po drugiej stronie sali i opierał się o ścianę. Wyglądał jak typowy gangsta. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie i już po chwili dzieliło nas kilkanaście centymetrów.

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 53

Wzięliśmy swoje bagaże i weszliśmy do hotelu. Potem na piętro. Wszyscy byli już na miejscu. Cała ekipa z ogromnymi uśmiechami przywitała się z nami. Widać było, że podczas tej przerwy stęsknili się za sobą. Każdy przytulił również mnie, co było z ich strony strasznie miłe. Jus przedstawił mnie, a ja tylko starałam się zapamiętać każde imię.
Staliśmy tak wszyscy w tym dość dużym korytarzu i Justin oznajmił:
- Dziś o 21.00 będzie coś w stylu przyjęcia powitalnego... W sali gimnastycznej. Wy dziewczyny zajmiecie się przygotowaniem sali, a my (wskazał na siebie i chłopaków) zrobimy potrzebne zakupy. - Postanowił.
- Według mnie, to powinno być odwrotnie. - Szturchnęła mnie sympatyczna blondynka, stojąca obok.
Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie i powiedziałam:
- Według mnie też, ale Jus zazwyczaj robi coś odwrotnie.
Zaśmiałyśmy się. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i przedstawiła się:
- Nicole Edwards.
- Nelly Watson. - Podałam jej rękę, po czym przytuliłyśmy się.
Odwróciłam się, aby zapytać Justina o pokój itp., ale jego i reszty chłopaków nie było już w pobliżu.
- Pewnie poszli już do siebie. - Oznajmiła Nicole.
- Do siebie? - Zdziwiłam się.
- Tak, tu jest tylko sześć pokoi. Jus i tancerze oraz Max mają wspólny, dołączą do nich jeszcze potem przyjaciele Justina. My, to znaczy tancerki i ty też mamy wspólny, no i  'starsi' też mają swoje łączone pokoje.
- Aha... - To było trochę dziwne.
- Wiesz, taka grupowa integracja... - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- To gdzie spędzimy najbliższe dni? - Spytałam, biorąc swoją walizkę.
- Chodź, przedstawię cię wszystkim i pomogę w rozpakowaniu, ok? - Pociągnęła mnie za rękę.
- Mhm.
Zaprowadziła mnie do naszego pokoju. Reszta tancerek była już na miejscu.
- To są: Ellie, Olivia, Eleanor, Victoria i Emily. - Wskazała na dziewczyny.
- Ja jestem... - Zaczęłam.
- Panią Bieber! - Nicole przerwała mi, a dziewczyny zaczęły się śmiać razem z nią.
- Jeszcze nie. - Zastrzegłam. - Nelly Watson. - Przytuliłam każdą.
Moje łóżko znajdowało się pod oknem, obok stało łóżko Nicki. Wrzuciłam na nie swoją walizkę i usiadłam obok.
- Zmęczona? - Zapytała Eleanor.
- Mhm... - Wymruczałam.
- Ale musimy cię jeszcze rozpakować! - Krzyknęła Nicole i wskoczyła na mnie, w wyniku czego spadłyśmy na podłogę. Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
- Wariatka!!! - Zepchnęłam ją z siebie.
- Taka jak ty! - Powiedziała, pomagając mi wstać.
- Skąd wiesz? Jeszcze mnie nie znasz. - Zdziwiłam się.
- Twoje oczy mówią same za siebie. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
Dziewczyny zrobiły mi miejsce w szafie, a Nicki pomogła mi się rozpakować.
Po ponad godzinie miałyśmy to już za sobą.
- Teraz musimy przygotować salę, a potem siebie. - Poinformowała Victoria.
- Skąd weźmiemy krzesła i stoły? - Spytała Ellie.
- Z tego co się orientuję nie da rady tyle sprzętu zebrać. - Odezwała się Olivia.
- Oni zawsze muszą nas jakoś załatwić. - Westchnęłam, a dziewczyny ze zrozumieniem pokiwały głowami.
- To co teraz? - Ciszę przerwał głos Eleanor.
- Mam pomysł! - Ucieszyła się Emily.
Spojrzałyśmy na nią wyczekująco, a ona wyjaśniła:
- Skoro tak nas urządzili, to pod tyłki zostają nam poduszki, a bez stołu się jakoś obędziemy.
- Racja. - Zgodziłyśmy się.
- A co z muzyką? - Zapytałam.
- Ty mała idź poszukaj sali gimnastycznej, laski zorganizują poduszki itp., a ja znajdę jakiś sprzęt grający, ok? - Usłyszałyśmy od Nicole.
Pokiwałyśmy twierdząco głowami. Razem z Nicki wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się w przeciwnych kierunkach.
- Tylko nie przychodź z gramofonem! - Krzyknęłam, śmiejąc się.
- Hahahah... Bardzo zabawne. - Zaśmiała się i zniknęła za jakimiś drzwiami.
Szłam długim, pustym korytarzem, oglądając ciekawy wzór na podłodze, skręciłam w lewo i wpadłam na kogoś.
- Moje nierozgarnięte kochanie! - Usłyszałam głos, który znałam tak dobrze.
Ujął moją twarz w dłonie i złączył nasze czoła. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Nagle Jus wziął mnie na ręce, odruchowo oplotłam go nogami w pasie. Przyparł mnie do ściany i zaczął nachalnie całować moją szyję, ściskając przy tym me pośladki.
- Justin... - Udało mi się odezwać, ale chłopak nie pozwolił mi dokończyć, bo przywarł swoimi ustami do moich. Po chwili przeniósł się na dekolt i przerywając pocałunki, mówił:
- Nie wiedziałem, że będziemy mieć osobne pokoje... tak bardzo stęskniłem się za tym uczuciem. - Wsunął dłoń między moje uda, na co cicho jęknęłam.
- Jus... jesteśmy na korytarzu! - Próbowałam go opanować.
- Trudno. - Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. - Przecież ja nie wytrzymam 12 dni bez seksu z tobą!
Och... Musiałam się ogarnąć! Na Justina było już za późno... Wzięłam głęboki oddech, lekko go od siebie odsunęłam, umożliwiając sobie tym samym stanięcie na podłodze.
- Spójrz na mnie. - Rozkazałam.
Nasze spojrzenia spotkały się, a ja oznajmiłam:
- Obiecuję ci seks przy najbliższej, możliwej okazji.
- Której nie będzie. - W jego głosie słychać było zawód.
- Oj, już ja się o to postaram! - Posłałam mu przekonujący uśmiech.
- Kocham cię.
- Przytul mnie mocno. - Poprosiłam.
Zrobił to, unosząc mnie i okręcając się w kółko. Jego oddech był już wyrównany, a serce biło normalnym rytmem.
- Udało się! - Zrobiłam ten charakterystyczny gest ręką.
- Yyy... Co to miało być? - Zdziwił się chłopak.
- Eee... nic. - Odpowiedziałam, ale tak naprawdę byłam dumna z siebie, bo udało mi się ogarnąć siebie, a przede wszystkim Justina.
Z uśmiechem pokiwał na mnie głową.
- Kupcie dużo alkoholu. - Poleciłam, a Jus promiennie się uśmiechnął.
- Boże... Co za dziewczynę mi zesłałeś? - Westchnął.
Dostał ode mnie szturchańca, potem całusa w policzek i zniknęłam za następnym zakrętem. Musiałam przecież znaleźć tę salę gimnastyczną...
Nie zabrało mi to dużo czasu. Sala była wielka, a na każdej ścianie znajdowały się ogromne lustra. Przeżegnałam się, myśląc o tym, że być może zostaną one stłuczone.
Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do pokoju mojego i dziewczyn. Wszystkie, prócz Nicole były już na miejscu. Wzięłyśmy poduszki i trochę balonów oraz serpentyn do ozdoby i udałyśmy się z nimi na salę. Zapowiadało się trochę dziwnie, szczególnie z naszymi siedzeniami, ale podejrzewałam, że będzie fajnie.
W około 30 minut zrobiłyśmy pomieszczenie na "bóstwo" i właśnie dołączyła do nas Nicki, a wraz z nią paru mężczyzn, którzy nieśli wieżę i duże kolumny do niej.
- Coś tak długo robiła? - Zapytałam blondynkę.
- Nie ma nic za darmo. - Wzruszyła ramionami.
Spojrzałam na nią zdziwiona, a ta wyjaśniła z małym uśmieszkiem:
- Widzisz tego w czarnej koszulce?
- Mhm, ładny.
- Musiałam mu dać dupy. - Wyznała.
Ze zdziwienia otworzyłam szeroko swe oczy i usta. Nagle dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem, krzyknęła:
- Żartowałam! - I zaczęła uciekać.
- Ty małpo!!! - Ruszyłam za nią.
Po zaciekłym pościgu, który zakończył się na korytarzu, obie upadłyśmy zmęczone na podłogę. Klęknęłam nad dziewczyną, przytrzymując jej ręce nad głową.
- I co teraz? - Zapytałm, po czym zaczęłyśmy się śmiać.

*** Oczami Justina ***

Szybko uwinęliśmy się z zakupami. No w końcu było nas 8 i byliśmy samochodem. Głównie to w skład tych zakupów wchodził alkohol i napoje, no ale w końcu szykowała się impreza. Weszliśmy na korytarz z kartonami w rękach i mieliśmy zamiar udać się na salę gimnastyczną. Jednak na naszej drodze spotkaliśmy ciekawą przeszkodę...


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 52

*** Oczami Nelly ***

Właśnie skończyłam myć naczynia i miałam już wychodzić, ale w kuchni zjawił się Dan.

- Poczekaj. - Poprosił. - Co się dzieje? - Zapytał.
- Po prostu nie chcę stawać między nim, a kimkolwiek innym. I to jest dla mnie ważne. Ale on nie potrafi tego zrozumieć... - Wyjaśniłam.
- On jest opiekuńczy i chcę cię bronić. - Tłumaczył go Dan.
- Uwierz mi, ja na prawdę potrafię obronić się sama. Niech wreszcie uświadomi sobie, że nie jestem słabą i bezbronną dziewczynką. Owszem, często płaczę, ale to do cholery nie jest oznaka słabości!
- Zdania na ten temat są podzielone. - Westchnął.
- Między mnie, a Justina. Zajebiście!
-  Nie musicie się przecież we wszystkim zgadzać. - Oznajmił.
- Ani o wszystko kłócić! - Dalej brnęłam w swoje.
- On tego nie chciał... - Bronił go. Typowi faceci... zawsze trzymają się swoich.
- Dlaczego tu nie przyszedł?! Dlaczego to nie on teraz ze mną rozmawia? No właśnie...
- Justin nie wie jak ma z tobą postępować. - Powiedział.
- Wysyłając ciebie na pewno się nauczy! - Prychnęłam.
- Woli nie ryzykować. - Zaśmiał się Dan.
- Co mam teraz zrobić? - Westchnęłam.
- Uważam, że nie ma w tym niczyjej winy. Zrób tak, jak uważasz. A ja mam tylko nadzieję, że będzie dobrze. - Uśmiechnął się.
- Masz po części rację. - Odwzajemniłam uśmiech i przytuliliśmy się. - Dziękuję.
Dan wyszedł, a ja musiałam zostać i odłożyć wszystko na swoje miejsca.

*** Oczami Justina ***

- I co? - Zaatakowałem Dana.
- W sumie to nic... - Odpowiedział.
- Jak to nic?!
- No, rozmawialiśmy o tobie. Powiedziała mi, że jest inna od dziewczyn, którymi do tej pory się interesowałeś. Stwierdziła, że jest silna i potrafi poradzić sobie sama. Uważa, że to ty powinieneś z nią porozmawiać, ale teraz już chyba tego nie chce... A kiedy powiedziałem, że winy za waszą ostatnią kłótnię nie ponosi żadne z was, oznajmiła, że po części mam rację. Nic konkretnego, co mogłoby ci pomóc. - Udzielił wyczerpującej odpowiedzi.
- Dzięki. - Klepnąłem go w ramię i wróciłem na swoje miejsce.
W dalszym ciągu pozostawałem w punkcie wyjścia...

*** Oczami Nelly ***

Nareszcie skończyłam tę swoją pieprzoną robotę i wróciłam do reszty. Bez słowa usiadłam obok Justina. On też się do mnie nie odzywał. Heh... Ciekawe kto tak dłużej wytrzyma?
- Możesz wyjaśnić mi o co do cholery chodzi?! - Wymiękł jako pierwszy.
- Nie, nie mogę. - Odpowiedziałam spokojnie, a jego aż rozsadzało.
Uśmiechnęłam się do niego złośliwie i zignorowałam jego dalsze pytania, co wkurzyło go jeszcze bardziej.
- Nie! Ja już z tobą nie mogę! - Poddał się dopiero po dziesięciu minutach i opadł zirytowany na siedzenie.
Usiadłam na jego kolanach i oparłam się o klatkę piersiową chłopaka. Spojrzał na mnie zdziwiony. No tak, przecież myślał, że jestem na niego obrażona...
- Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. - Zadrwiłam z niego, przejeżdżając dłonią po jego twarzy.
Wszystkie jego mięśnie były napięte, a oddechy ciężkie i głębokie. Próbował się uspokoić, ale ja chciałam mu w tym przeszkodzić.
- Co robisz? - Spytał zdezorientowany.
- Staram się. - Uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
- Bo?
- Chcę pokazać ci to, czego tak nie rozumiesz.
- Mogłabyś jaśniej? - Westchnął.
- Jestem twoja, prawda?
- Mhm... - Przycisnął mnie do siebie bardziej.
- Czyli ty mój?
Pokiwał głową.
- A ja nie mam w zwyczaju dzielenia się czymś, co należy do mnie... - Wyszeptałm mu do ucha.
- A Beliebers? - Zapytał.
- Traktuje je jak siostry. Nie martw się, z tym nie będzie problemu. - Uśmiechnęłam się, a Jus to odwzajemnił.
- Próbujesz mnie zdominować. - Stwierdził.
- Hah... Ja już to zrobiłam. - Oznajmiłam, zbliżając swoje usta do ust JB.
- Nie cierpię cię! - Wyznał.
- Kochasz mnie. I to co mogę ci dać. - Powiedziałam kładąc jego dłonie na swoich piersiach.
- A ja ciągle chcę, żebyś była moja żoną. - Przełożył moje włosy na jedną stronę i pocałował mnie w czubek nosa.
- O! Moje Kochanie się zarumieniło! - Przyłożył dłonie do moich gorących policzków.
- Zrobię wszystko, by być twoim ideałem. - Oznajmił.
- Już nim jesteś.
- To dlaczego się kłócimy? - Zapytał trochę smutny.
- Bo mam wybuchowy temperament? - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Zgoda? - Zaproponował.
- Mhm. - Przytuliłam się do niego mocno, całując w policzek.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, bardzo...
Chciałam już wstać, ale Justin przytrzymał mnie, przytulił do siebie i powiedział:
- Zostań. Chcę być teraz tak blisko ciebie, jak tylko mogę.
Pogłaskałam go po głowie, która wtulona była w moją szyję.
- Uwielbiam się do ciebie przytulać. Czuć twoje ciepło, zapach. Słyszeć bicie twojego serca... I wiesz, nawet nie wyobrażam sobie, że mogłoby mi kiedyś tego zabraknąć. - Wyznał, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Chcę się z tobą ożenić. - Usłyszałam od niego.
- Ciągle to potarzasz.
- Bo na prawdę tego chcę!
- Ej! Masz dopiero 19 lat. Ja 18. To jeszcze za wcześnie. Powiedzą, że nas popierdoliło.
- Ale mnie nie interesuje to, co powiedzą inni...
- Justin, ja i tak uważam, że na to jeszcze za wcześnie. Mamy przecież jeszcze dużo czasu.
- To zabolało. - Powiedział smutny, patrząc na mnie.
- Chcę być z tobą szczera. Uwierz mi na prawdę cie kocham! I obiecuję ci, że gdy zapytasz, czy za ciebie wyjdę, ja odpowiem 'tak', potem weźmiemy ślub i urodzę ci śliczne dzieci. - Powiedziałam ze łzami w oczach.
- Kupimy dom, w którym zamieszkamy i będziemy szczęśliwą, kochającą się rodziną. - Dokończył.
- Zapomniałeś jeszcze o psie! - Zaśmiałam się, a on dołączył do mnie.
- Jesteś cudowna! - Uśmiechnięty czule mnie pocałował.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - Zaśmiał się Max.
- Cicho mi tam! - Upomniałam.
I wszystko wróciło do normalności. Bynajmniej na razie... 

Jechaliśmy jeszcze parę godzin no i w końcu dotarliśmy na miejsce. Tak szczerze, to miałam już serdecznie dość tej całej podróży... Byłam nią trochę zmęczona.
Okazało się, że przez te kilkanaście dni będziemy mieszkać w ślicznym, jedno - piętrowym hotelu. Odpowiedni ludzie zajęli się tym tak, żeby Bieber Team mieli jak najlepsze warunki, w wyniku czego wynajęto dla nas całe piętro, włącznie z salą taneczną, gimnastyczną, siłownią i basenem. Do własnej dyspozycji mieliśmy też kuchnię i 5 łazienek. Było też, coś co mnie zdziwiło, ale o tym później... 

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 51

Uspokoiliśmy się gdzieś po niecałych dwóch godzinach. Zmęczeni siedzieliśmy, opowiadając sobie różne zabawne momenty z naszego życia. Jednak głód dawał o sobie znać. Mieliśmy zjeść na wcześniejszym postoju, ale wtedy wszystko jakoś dziwnie wyszło.
- Nelly...? - Zacząłem.
- Tak, wiem. Ja też jestem głodna. - Oznajmiła.
- Więc jako moja przyszła żona powinnaś wykazać się...
- Umiejętnościami związanymi z gotowaniem? - Dokończyła.
- Czytasz mi w myślach! - Uśmiechnąłem się.
- Fredo, dlaczego cię tu nie ma?! - Uniosła ręce do góry w błagalnym geście.
Wszyscy zaśmialiśmy się, a Nel poinformowała mnie trochę smutna:
- Nie będę dobrą żoną.
- Jestem pewien, że będziesz moją idealną żoną. - Pociągnąłem ja do siebie, bo wstała.
Pokiwała przecząco głową. Posadziłem ją na swoich kolanach i zapytałem:
- A wiesz dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
- Bo cię bardzo kocham i w moich oczach wszystko, co zrobisz będzie dobre.
- Dziękuję... - Przytuliła mnie.
- Za co? - Spytałem lekko zdezorientowany.
- Za to, że po prostu jesteś. Bo ja, bez ciebie... jestem nikim. - Powiedziała dalej we mnie wtulona.
- Nie mów tak. Jesteś bardzo wartościowym człowiekiem. Ja cię podziwiam. - Głaskałem ją po włosach.
- A ja ciebie. Dziwna miłość.
- Nasza. I obiecuję, że zrobię wszystko, żeby ją uratować! - Ująłem jej twarz w dłonie.
Mogłem dostrzec łzy w jej pięknych oczach.
- A ja obiecuję, że będę ci w tym pomagała najlepiej jak tylko potrafię. - Delikatnie pocałowała moje usta. - Zrobię dla ciebie wszystko. Chcę twojego szczęścia, nawet swoim kosztem.
- Będę szczęśliwy tylko, jeśli będziesz ze mną.
- Więc zostanę. - Uśmiechnęłam się.
- Jesteś kobietą, z którą chcę spędzić resztę swojego życia. A potem razem trafimy do nieba... - Robiłem wglądy w naszą przyszłość.
- Hahah... Twoje wizje mnie rozpierdalają! - Zaczęła się śmiać, a z nią cała reszta.
Popatrzyłem na nią zdezorientowany, bo przecież mówiłem całkiem poważnie, a ona się śmieje.
- Myślisz, że trafimy do nieba??! - Zapytała.
Otworzyłem usta i zmarszczyłem brwi.
Pochyliła się nade mną, umiejscawiając swoją dłoń na moim kroczu i wyszeptała mi do ucha:
- Przez ten seks to niemożliwe. Wolę piekło z tobą. Tam przynajmniej będziemy mogli to robić...
- Uwielbiam tą twoja dziwkę. - Oznajmiłem cicho. - Bo ona istnieje, prawda?
- Mhm. Jest naszą wspólną kochanką... I wiesz, jakoś nie mogę się jej pozbyć.
- Proszę, nie rób tego! Kocham ją i każdą twoją odsłonę. - Pocałowałem ją w czoło, co w tej sytuacji było trudne, ale chciałem pokazać, że potrafię być wobec niej czuły i że nie myślę tylko o seksie. Chociaż moje myśli w tym momencie nie związane były z niczym innym.
- Trudno mi się do tego przyznać, ale... ja też coś do niej czuję. - Powiedziała, przygryzając dolną wargę.
- Uch... Jesteś niesamowita! - Nie mogłem się dłużej powstrzymywać i przylgnąłem do jej ust. Nasza wzajemna zabawa z użyciem języków trwała tylko chwilę, bo Nelly wstała z moich kolan i zwróciła się do wszystkich, pytając:
- Mam nadzieję, że każdy lubi zupę pomidorową?
Usłyszała wyrazy zgody na jej przyrządzenie, więc udała się w stronę kuchni.
- Przerażają mnie te twoje nagłe zmiany nastroju. - Oznajmił Max, widząc Nel znów w świetnym humorze.
Zatrzymała się przed nim i powiedziała:
- Tak szczerze, to mnie też. Współczuję ci, Kochanie! - Przesłała mi całusa i zniknęła w małym pomieszczeniu.
- I jak ja mógłbym jej nie kochać? - Westchnąłem.
Wszyscy spojrzeli na mnie, a na ich twarzach pojawiły się uśmiechy w stylu 'Bieber zaczynasz już przesadzać'. Zaśmiałem się sam do siebie i zająłem się swoim telefonem, a dokładniej zalogowałem się na tt i obserwowałem moje kochane Beliebers. 

Po ponad godzinie Nel wróciła z kuchni i każdemu podała miskę z zupą i łyżkę. Jedynie bez jedzenia byłem jeszcze ja i dziewczyna. Wychyliła głowę z kuchni i zastrzegła:
- Macie się nie śmiać!
Po chwili wyszła z kuchni z na prawdę dużą miską. Oczywiście nie obeszło się bez wybuchu śmiechu. Dołączyła do nas, tłumacząc się:
- Nie moja wina, że normalnych misek zabrakło!
Podała mi łyżkę i zaczęliśmy jeść z wspólnej, wielkiej miski. Musiało to wyglądać zabawnie, skoro John stwierdził, że udokumentuje tą chwilę.
- Mmm... Coś czuję, że moja żona będzie gotowała nam pyszne obiadki. - Uśmiechnąłem się do niej, a reszta zgodziła się ze mną.
Szybko zjedliśmy obiad i wyczekująco spojrzeliśmy na Nelly.
Popatrzyła na nas z pogardą i odezwała się:
- No chyba nie myślicie, że jeszcze to pozmywam?!
- Emm... No właśnie... - Zacząłem.
- To zadanie kobiet. - Oznajmił stanowczo Joe.
- Nie, to pieprzony stereotyp! Bo ja nie muszę tego robić, ewentualnie mogę. - Uśmiechnęła się krzywo.
- Miejsce kobiet jest w kuchni! - Upierał się przy swoim.
- Nie, miejsce Nelly jest tu! Przy mnie. A jak ci tak bardzo na tym zależy, to wypierdalaj i sam to pozmywaj! - Warknąłem.
Oboje byliśmy na siebie źli.
Nel zaczęła zbierać naczynia.
- Zostaw to! - Pociągnąłem ją do siebie.
- Nie, to ty zostaw mnie. - Usłyszałem od niej.
- O co ci chodzi? - Zdziwiłem się jej ponowną zmianą nastroju i tą reakcją.
- Wiedziałam, że tak będzie. - Westchnęła.
- Będzie jak? - Dalej mówiła niejasno.
- Że stanę pomiędzy tobą, a twoimi przyjaciółmi. Nie chcę tego, rozumiesz?! - Wytłumaczyła.
- Czyli mam nie stawać po twojej stronie? - Spytałem.
- Może tak będzie lepiej... - Odrzekła.
- Nie, nie będzie. Ty zawsze jesteś po mojej stronie i to by było złe, gdybym ja nie był po twojej. Poza tym, obiecałem ci to i mam zamiar dotrzymać słowa.
- Po prostu nie chcę niszczyć twoich relacji z innymi. Najlepiej będzie, jak będę siedziała cicho.
- Kochanie...
- Nie, Justin. Przez 18 lat radziłam sobie sama...
- Ale teraz masz mnie do pomocy. - Przerwałem jej.
- Nie chcę cię wykorzystywać.
- Przecież tego nie robisz!
- Nie wszyscy tak uważają. - Powiedziała smutno.
Może miała rację, ale musieliśmy się z tym zmierzyć, a mi wydawało się, że ona przed tym ucieka.
- Jesteś głupia! - Nie chciałem jej urazić, ale to, co mówiła...
- Nie ty pierwszy mi to powiedziałeś. - Odrzekła smutno, zabrała naczynia i udała się do kuchni.

Zdenerwowany uderzyłem ręką w ścianę pojazdu.
Zdecydowanie jedna kłótnia dziennie mi wystarczy! Zapowiadało się po prostu zajebiście...
Ja na prawdę nie wiedziałem, czego ta dziewczyna ode mnie oczekuje. Łamała wszystkie moje zasady, którymi zawsze kierowałem się w stosunku do dziewczyn.
Była inna od nich...

- Dan? - Zwróciłem się do przyjaciela, który wiedział już o co mi chodzi.
- Iść do niej? - Zapytał.

- Gdybyś mógł ją uspokoić...
- Postaram się. - Powiedział i wszedł do kuchni.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 50

*** Oczami Justina ***

Stałem na środku pustego Tour Busa i analizowałem każde słowo Nelly. Faceci już chyba tak mają, że wszystko dociera do nich po czasie. Ja nie byłem inny. Szkoda, bo przez to mogłem stracić to, co dla mnie najważniejsze.
Mówiąc, że byłem na siebie zły, to o wiele za mało. Byłem na siebie cholernie wściekły. Po raz kolejny zraniłem ją. Tym razem swoim brakiem zaufania. A przecież Nel mnie kocha i udowadnia mi to w każdej sekundzie, którą ze mną spędza. I jeszcze to, co mi przed chwilą powiedziała...
Ona zdecydowanie jest najwspanialszą dziewczyną na całym świecie. Najodpowiedniejszą dla mnie. I przecież nie mogę pozwolić jej odejść. Ja tego nie chcę! Kocham ją.
Ja nie wiem, co jest ze mną nie tak... Dlaczego do cholery nie powiedziałem jej tego, gdy ponad pięć minut czekała na moją reakcję?!
Usiadłem i wziąłem kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. Nelly była pewnie na zewnątrz, ale nie było szans, żeby odeszła gdzieś dalej. Zatrzymaliśmy się na kompletnym zadupiu bez zasięgu. Chociaż znając ją i jej szalone pomysły mogła ruszyć gdzieś pieszo. Uśmiechnąłem się lekko i skierowałem się do wyjścia z nadzieją, że uda mi się z nią porozmawiać i że wszystko się ułoży pomyślnie dla nas obojga. Chodzi mi tu o to, że będziemy razem... Nie wiem czy w tym przypadku mogłem mieć jakąkolwiek nadzieję, bo Nel jest bardzo nieprzewidywalna.

Wyszedłem z pojazdu i ruszyłem w jej kierunku. Siedziała na swojej walizce, tyłem do nas wszystkich, nie widziała mnie. Odgarnąłem jej włosy na lewą stronę, nawet się nie poruszyła. Stanąłem przed nią, ale nie podniosła głowy, by na mnie spojrzeć.
Skąd ten spokój i obojętność?! Kilkanaście minut temu była jedną wielką bombą emocjonalną! I weź tu zrozum kobiety...
Kucnąłem przed Nel, położyłem ręce na jej kolanach, ona zaś swoimi podpierała brodę. Wyglądała na obrażoną. I śmiało mogę powiedzieć, że jej ciemnoniebieskie oczy nie wyrażały nic.
- Kocham cię i przepraszam, że nie byłem pewny twoich słów. Ja po prostu... - Zacząłem, ale dziewczyna przerwała mi.
- Wiem, ja to wiem. Zaufałeś wielu osobom, ale większość z nich podle to wykorzystała. Tyle tylko, że ja nie jestem tą większością. Myślałam, że o tym wiesz. - Westchnęła.
- Teraz już wiem, jeszcze raz przepraszam. Dziękuję, za to co powiedziałaś. Do końca przekonałaś mnie, że jesteś najcudowniejszą dziewczyną na świecie.
- Przesadzasz. - Oznajmiła chłodno.
- Ja cię na prawdę kocham i chcę być z tobą! - Powiedziałem stanowczo.
Wreszcie na mnie spojrzała. Jej milczenie doprowadzało mnie do szału. Miałem ochotę nią mocno potrząsnąć, żeby wreszcie się odezwała, ale zamiast tego zapytałem:
- Kochasz mnie?
Słysząc moje pytanie, energicznie wstała.
Spojrzała na mnie, biorąc głęboki oddech. Jej oczy były już granatowe, to nie wróżyło dobrze. Nie dla mnie...
- Czy ty do cholery musisz zadawać mi tak irytujące mnie pytania?! - Krzyknęła, wyrzucając swe ręce w powietrze.
Znowu uwaga wszystkich skupiła się na nas.
- Nie dociera do ciebie to, że jesteś jedynym, którego kocham?! - To zdanie wypowiedziała, zaciskając pięści na materiale mojej koszulki.
Wpatrywałem się w jej piękne czarne oczy.
- Jesteś dla mnie wszystkim. Wiem, że mnie kochasz i nie chcę tego stracić...
- To się do cholery jasnej zamknij! - Krzyknęła, odpychając mnie od siebie.
Zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy. Teraz to już w ogóle jej nie rozumiałem.
- Wystarczyłoby gdybyś powiedział przepraszam, kocham cię. Nic więcej!
- Ja już na prawdę nie wiem czego ty ode mnie chcesz! - Uniosłem się.
- Zaufania i miłości. - Oznajmiła nadzwyczaj spokojnie.
- Masz to!
- Doprawdy? - Zadrwiła, obracając się wkoło, jakby czegoś szukała.
- Nie denerwuj mnie. - Ostrzegłem ją.
- Bo co? Pan Bieber stanie się nieprzyjemny? - Dalej brnęła w to całe gówno.
- Jesteś moim przekleństwem. - Powiedziałem, przyciągając ją do siebie.
Stanęła na palcach, bo była trochę niższa ode mnie, spojrzała w moje oczy, po czym odrzekła:
- I vice versa, Kotku!
Och! Ona jest niemożliwa!
Odsunęła się i usiadła na swojej walizce. Nadal mieliśmy obserwatorów, którzy rozsiedli się na trawie w pobliżu. Jakoś szczególnie mnie to nie interesowało, Nel chyba też nie.
Dziewczyna rozpuściła swoje czarne włosy, dotąd spięte w luźnego koka. Pochyliła głowę do przodu a w wiszące swobodnie włosy, wplątała swoje palce. Wzięła kilkanaście głębokich oddechów, myślałem, że się już uspokoiła. Zbliżyłem się trochę i zapytałem:
- Jesteś na mnie zła i obrażona?
Mogłem się jednak w ogóle nie odzywać.
- Zła i obrażona na swoje życie. - Odpowiedziała.
- Czyli nie na mnie? - Spytałem z nadzieją.
Podniosła się i stanęła na przeciwko mnie.
- Jesteś jego częścią! Idioto pieprzony... - Warknęła i chciała się oddalić.
Złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Jej oczy były mocno czarne. Czułem jej gorący oddech na swoich ustach.
- Nie zachowuj się tak! - Rozkazałem.
- Bo? - Miała jeszcze czelność zapytać.
- Bo to nie ty tu rządzisz! - Ścisnąłem mocniej jej nadgarstki.
- Jestem silniejsza od ciebie. - Powiedziała dumnie.
- Czyżby? - Dalej trzymając ją, pchnąłem na ścianę Tour Busa i przycisnąłem do niej.
- Po pierwsze: nie boję się ciebie. Po drugie: jesteś ode mnie zależny, a ja mogę to wykorzystać. - Złośliwie uśmiechnęła się.
- Może... ale nie pozwolę ci rządzić! - Oznajmiłem.
- Nie będę wykonywała twoich rozkazów. - Powiedziała uparcie.
- Sama będziesz robiła, to co ja zachcę. - Stwierdziłem.
- Tylko pamiętaj, że to działa w obie strony. - Zagroziła.
- Nie jesteś tą, którą powinienem kochać. Ale ja to kurwa właśnie robię! - Uśmiechnąłem się do niej, a już sekundę później nasze usta zostały przeze mnie połączone.
Zacząłem ją namiętnie całować i nie musiałem długo czekać, aż się do tego włączy. Oddawała i pogłębiała każdy mój pocałunek. Niestety w końcu musieliśmy to przerwać...
- To może być niebezpieczne. - Ostrzegłem, ale i tak od dawna było już za późno.
- Ale ja tego chcę. - Powiedziała.
Jej oczy wróciły do swojego naturalnego koloru. Przytuliła się do mnie mocno. Na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy. Zacząłem nami kołysać i wymruczałem:
- Mmm... Dobrze mi tak.
Nelly cicho się zaśmiała. Uwielbiam jej śmiech.
- Co powiesz na to, żebym cię dziś ze wszystkimi poznał? - Zaproponowałem.
- Spoko!
- Skąd ten entuzjazm? - Uśmiechnąłem się.
- Wreszcie mogłam ci wszystko powiedzieć i myślę, że teraz będzie mi po prostu łatwiej.
Od dziś możesz czytać ze mnie jak z otwartej księgi. - Posłała mi krzywy uśmiech.
- Chyba jak z otwartej zaszyfrowanej księgi. - Westchnąłem, powodując śmiech dziewczyny.

Wspólnie z resztą wróciliśmy do pojazdu, który ruszył w dalszą drogę. Między mną, a Nelly relacje były już mniej wybuchowe i można powiedzieć, że wróciliśmy do naszej normalności. O ile tu o czymś takim jak normalność można w ogóle mówić. Tak szczerze to Nel jest szaloną dziewczyną, ale ja to w niej po prostu kocham. Jest idealna pod każdym względem.
Energia rozpierała ją już za bardzo. W Tour Busie rozbrzmiała mocna muzyka Bon Joviego. I już wiedziałem, że Nelly dogada się z Danem. Oczywiście piosenki tego wykonawcy znaliśmy wszyscy, więc gdy dziewczyna zaczęła śpiewać, my do niej dołączyliśmy. Potem już na prawdę zaczęła szaleć. Miała w sobie coś takiego, co było po prostu zajebiste. Jej nie dało się nie lubić. Już na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie sympatycznej. A kiedy zaczynała się bawić, tańczyć i wygłupiać, to nie było sposobu, żeby inni się do tego nie włączyli. Po prostu potrafiła podzielić się ze wszystkimi swoją pozytywną energią, której miała w sobie na prawdę dużo.





 

Rozdział 49

*** Oczami Nelly ***

Bateria w telefonie niestety wyładowała się i musiałam przerwać słuchanie muzyki. Miałam dziś w planach mieć doskonały humor, ale tak jakoś wpadłam w melancholijny nastrój i znów zaczęłam te swoje rozkminy... Tym razem nie było to związane z moją osobą, tylko z Justinem. Był obok, a ja myślałam o nim, dziwne.
Nagle poczułam jego dotyk na swojej dłoni. Delikatnie przesuwał po niej opuszkami swoich palców. Spojrzałam w dół, a potem w jego oczy. Nie był szczęśliwy, tak jak jeszcze niedawno oboje byliśmy...
- Myślisz o mnie, prawda? - Zapytał.
Skąd mógł o tym wiedzieć? Nie wiem. Może on też myślał o mnie.
- Tak. - Odpowiedziałam.
- I jesteś smutna. - Powiedział mocnej ściskając moją dłoń.
Nie odezwałam się, bo nie wiedziałam, co mogę mu powiedzieć.
- Ja też myślałem o tobie i o nas... i proszę, ja nie chcę być sam. - Oznajmił.
- Nie będziesz, zawsze masz przecież Beliebers, rodzinę i przyjaciół. - Uśmiechnęłam się lekko, ale chłopak tego nie odwzajemnił.
- Czy ty do cholery nigdy nie zrozumiesz, że chcę ciebie?! - Uniósł się i wstał z miejsca.
Oczy wszystkich zwrócone były na nas, ale to nie było teraz istotne.
- Kocham cię. - Powiedziałam cicho ze łzami w moich teraz szarych oczach.
Mogłabym zrobić wszystko, żeby mi uwierzył, bo wydawało mi się, że nie był pewny mojej miłości do niego. To bolało, bardzo...
- A czy ty nie potrafisz zrozumieć, że jesteś jedynym człowiekiem na świecie, którego kocham?! - Tym razem ja się uniosłam.
Byłam trochę zła i zraniona. Myślałam, że wierzy mi, gdy wyznaję mu miłość. Przecież nie mogłam już być bardziej szczera. Więc, co mam zrobić?
Milczał... Zdecydowałam się więc na swój monolog, który planowałam na później.
- Ty jesteś wspaniałym człowiekiem, spełniasz marzenia, nie tylko swoje. Masz ogromne serce. Potrafisz nim kochać swoje Beliebers, swoich przyjaciół, Pattie, Jazzy i Jaxona.
Dajesz wiele, nie żądając niczego w zamian. I to jest piękne.
Ze mną jest odwrotnie. Moje serce jest bardzo małe, wielokrotnie zabrane, a potem porzucone. Bo są ludzie, którym łatwo przychodzi zranienie drugiej osoby. Ty dobrze o tym wiesz. I ty w życiu wiesz czego chcesz, bierzesz to, ja nie potrafię. Jestem cholernie niepewna w tym wszystkim, co robię, co jest wokół. Cały czas próbuję porzucić to, co wywołuje u mnie łzy, swą przeszłość, żeby móc być szczęśliwą, tak po prostu. Ale czasem wydaje mi się, że jedynym rozwiązaniem jest skończenie z tym wszystkim. Może robisz to nieświadomie, ale powstrzymujesz mnie przed tym. Pomagasz mi tworzyć siebie na nowo, bo jestem nikim. Nic niewartym, słabym człowiekiem, który trzyma się swojej miłości do ciebie. Bo to jedyne, co mogę ci zaoferować. Chcę, żebyś był szczęśliwy, ale ja chyba nie jestem w stanie cię uszczęśliwiać. Pragnę tylko, żebyś wiedział, że mimo iż moje serce jest niewielkie, to potrafię cię nim bardzo mocno kochać i wiem, że nie jestem w stanie przestać... Wiedz, że zależy mi na tobie i jeśli kiedykolwiek będziesz chciał na przykład porozmawiać, możesz na mnie liczyć, bo zrobię wszystko, żeby ci tylko pomóc. Mam nadzieję, że tym razem mi uwierzyłeś...
Przepraszam, że namieszałam w twoim i tak już skomplikowanym życiu. Obiecuję, że postaram się jak najszybciej zniknąć. - W trakcie całego mojego monologu byłam nadzwyczaj spokojna. Tylko kilka samotnych łez spłynęło po moich policzkach. Miałam powiedzieć mu to po przyjeździe, ale nie mogłam tego dalej nosić w sobie. Źle wyszło, że świadkami tego wszystkiego byli współtowarzysze naszej podróży, ale trudno...

Od razu po zatrzymaniu się Tour Busa chciałam wziąć swoją walizkę i zostawić Justina, bo tak przecież będzie dla niego lepiej. Na pewno znajdzie kogoś, kto jest dla niego odpowiedni. Nie miałam pojęcia, dokąd się udam. Byłam 18 - letnią dziewczyną, która nawet nie miała dokąd pójść, nie miała domu. Wynikało, że jestem bezwartościową, bezdomną dziewczyną, która już pewnie w swoim życiu do niczego nie dojdzie. Takie cholerne użalanie się nad sobą wcale nie poprawiło mojego nastroju. Myślałam, że będę teraz płakała... ale to było dziwne, bo po tym, co powiedziałam, stałam się zobojętniała.
Zresztą co w życiu mogło mnie obchodzić, skoro nie miałam nic.
Kilka minut - milion myśli w mojej głowie.

Pojazd zatrzymał się. Długo wyczekiwany postój... Ale dlaczego akurat na takim zadupiu?! Pierwsza myśl: zamówię taksówkę. Tsa... Tu nawet zasięgu nie było. Czemu wszystko sprzeciwiło się ku mnie i to właśnie teraz, gdy chciałam uciec.
Nie zwracałam najmniejszej uwagi na osoby wokół mnie. To było niegrzeczne, ale stwierdziłam, że tak musi być, jeśli chcę się utrzymać na tym pierdolonym świecie.
Zrezygnowana usiadłam na walizce i dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy oprócz Justina są na zewnątrz. No cóż... Dlaczego? Nie wiem już nic, prócz tego, że go kocham.
To strasznie głupie i nieodpowiedzialne tak bezgranicznie zakochać się ze świadomością, że w każdej chwili, po raz kolejny moje zrujnowane serce może zostać porzucone.
A czy on je porzucił? Również na to pytanie odpowiedź została ukryta gdzieś głęboko w sercu Justina.
Dlaczego do cholery moje życie musi być takie zagadkowe i trudne?! Odpowiedź na to była tajemnicą. Kolejna tajemnica... Ja na prawdę ich nie potrzebuję!
Boże, po co mi to? Co chcesz mi udowodnić? Czy konieczne jest zsyłanie na mnie takiej ilości wszystkiego, co najgorsze? Chcesz, żebym była silna? Postaram się nie zawieść, ale ze świadomością, że łzy nie zawsze są oznaką słabości, ok?

Miałam poczuć się jak osoba wierząca, a poczułam się jak schizofreniczka. Tak zabawne, że aż żałosne.
Moja surrealistyczna "rozmowa" z Bogiem...

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 48

*** Oczami Nelly ***

Obudziliśmy się około godziny 9.00. Wszyscy inni też już nie spali. Przywitałam się z towarzyszami, czego nie miał zamiaru zrobić rozleniwiony Justin. Podparłam się na łokciu i pochyliłam nad JB. W dalszym ciągu miał zamknięte oczy. Zaczęłam uważnie przyglądać się jego twarzy. Nagle przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. W ułamku sekundy znalazłam się pod nim. Wreszcie oderwał ode mnie swoje usta i spojrzał na mnie uśmiechnięty. Odwzajemniłam gest i zapytałam:
- Co to miało być?!
- Moje spontaniczne zachowanie. - Wzruszył ramionami.
- Nie jesteś taki. - Stwierdziłam.
- Bo zawsze ludzie obracają to przeciwko mnie. - Wyznał.
- A wiesz dlaczego? - Zapytałam.
Pokiwał przecząco głową.
- Bo ich życie jest nudne i pozbawione kolorów.
- Dziewczyna ma rację. - Udzielił się Kenny.
- Hahah... Dzięki. - Posłałam mu słodki uśmieszek.
- Wstawaj! - Pociągnęłam go za rękę, dosłownie ściągając z łóżka.
Leniwie powłóczył za mną swymi koniczynami, mamrocząc coś pod nosem, co wywołało śmiech mój i reszty.
- Bo mi rękę wyrwiesz!
- Szybciej się ruszaj, to nie będzie problemu. - Pokazałam mu język.
Stanęliśmy przed dużym lustrem. Jus spojrzał na mnie zdziwiony. Odwróciłam jego twarz w stronę lustra i zapytałam z wyrzutem:
- Dlaczego zawsze rano wyglądasz lepiej ode mnie?!
Osobnicy w Tour Busie znów zaczęli się śmiać.
- Nie jest tak źle. - Powiedział kierując te słowa ku swojemu odbiciu w lustrze. Uwodzicielsko uśmiechnął się i przejechał dłonią po włosach.
Popatrzyłam na niego jak na totalnego idiotę. Wychylił głowę do tyłu i położył dłoń na moim tyłku, obserwując zaczerwienienie pojawiające się stopniowo po klapsie, którego przed chwilą od niego dostałam.
- Ty też niczego sobie. - Uśmiechnął się.
- Narcystyczny, zarozumiały i seksistowski dupek! - Pokazałam mu środkowy palec i trochę już wkurzona poszłam usiąść na swoje miejsce.
Usłyszałam ciche śmiechy towarzyszy i jego kroki za sobą, a po paru sekundach razem z nim wpadłam na łóżko.
- Uwielbiam cię jak się złościsz. - Wyszeptał mi do ucha, leżąc na mnie.
- Złość piękności szkodzi. - Wtrącił się Max.
Nareszcie zepchnęłam z siebie Justina.
- Ulżyj sobie i zdziel go w pysk! - Poradził mi Dan i stwierdziłam, że warto go lubić.
Zaśmiałam się i spojrzałam pytająco na JB. Ten wskazał tylko na swój policzek, mrużąc przy tym oczy. Zamachnęłam się, ale nie uderzyłam go.
- No dalej, Kochanie! - Zachęcał mnie, a inni pomagali mu w tym, niestety nieskutecznie.
- Dobra, przeszło mi. - Westchnęłam.
Juju uśmiechnął się, ale pozostali nie podzielali jego entuzjazmu.
Usiedliśmy, a Jus oznajmił:
- Jestem głodny.
- To masz problem. - Powiedziałam obojętnie.
- Ej! Nie bądź obrażona. - Złapał mnie za rękę, którą zaczął smyrać.
- Nie byłam i nie jestem. Po prostu nie mam zamiaru spędzić pół dnia w tej cholernej kuchni. O ile wiem z 1,5 h będzie postój, to sobie coś kupisz.
- Okej. Westchnął niezbyt zadowolony z takiego rozwiązania.
- Mam ochotę na loda. - Stwierdziłam, przerywając panującą tu od kilku minut ciszę.
Jus, podobnie jak reszta, spojrzał na mnie wymownie.
- Jezu... Mam na myśli zwykłego loda. Takiego do zjedzenia?
- Chyba jakieś są. - Oznajmił jeden z tancerzy Justina.
Tanecznym krokiem dostałam się do kuchni i zaczęłam poszukiwania. Szybko je zakończyłam i wróciłam do chłopaków z wyciskanym z tubki lodem o smaku wiśniowym.
Usiadłam na swoim miejscu i jeszcze przed jedzeniem go, włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam listę, na której znajdywały się piosenki Tygi. Zabierając się za zdobycz, zaczęłam bardziej skupiać się na telefonie oraz na spamowaniu na tt i korespondowaniu z Beliebers.

*** Oczami Justina ***

Podglądnąłem czyje piosenki włączyła - Tyga. Uśmiechnąłem się, kojarząc jego muzykę, z lodem, którego jadła teraz moja dziewczyna. Najzwyczajniej w świecie zacząłem się jej przyglądać, jak nie gapić. Nie mogłem oderwać wzroku od jej ust, z resztą tak samo jak Lucas, Joe, John i Max. Jakoś aktualnie nie przeszkadzało mi to zbytnio. Bardziej zajęty byłem Nelly. Cholera! Mam ja na co dzień, a teraz zachowuję się, jakby była moim nieosiągalnym celem. Sposób w jaki ssała tego loda... Jej język ślizgający się po jego zimnej, słodkiej powierzchni. I albo mi się wydawało, albo za każdym razem on głębiej wchodził do jej zaciśniętych na nim ust. Spojrzała na mnie delikatnie się uśmiechając i powróciła do poprzednich czynności, sprawiając, że Jerry robił się coraz bardziej niespokojny. Grała, prowokowała mnie, poruszając się na bardzo cienkiej linie. Bo dobrze wiedziała, że byłem w stanie zaciągnąć ją teraz do łazienki. Tam mógłbym kazać jej uklęknąć, a potem ssać mojego fiuta tak długo, dopóki nie wystrzeliłby wprost do jej gardła. Ona zrobiłaby mi to. Później szybki pocałunek na koniec i znów jestem skończony. Scena jak z pornosa i świadomość, że miałem nad nią władzę... Gówno prawda! To ona trzymała mnie na uwięzi, a ja jak jakiś pieprzony, tresowany piesek byłem w stanie wykonać każdy jej rozkaz. Jedyne czego byłem pewien to to, że jeśli zacząłbym jej rozkazywać lub też zmuszać do wykonania rozkazów ona na pewno sprzeciwiłaby mi się.
I to mi się podoba.
Można więc powiedzieć, że w naszym związku władzę mają oboje lub też nie ma jej żadne z nas.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 47

*** Oczami Justina ***

Byłem zmęczony i dosyć szybko zasnąłem. Jednak nie obudziłem się rano, tak jak planowałem... 
- Co jest kurwa?! - Wymamrotałem zaspany, po tym jak poczułem, że jakiś niewielki przedmiot spada prosto na moją twarz.
Błyskawicznie podniosłem się do pozycji siedzącej. Chwilę przyzwyczajałem swoje oczy do ciemności, by móc zobaczyć cokolwiek. Po kilku sekundach usłyszałem głos dziewczyny:
- Przepraszam. Nic ci nie jest? - Przytuliła mnie do siebie jak małe dziecko.
- Boli mnie nos. - Zaśmiałem się.
Złożyła na nim słodkiego buziaka, a ja powiedziałem:
- Oddasz mi na resztę nocy telefon?
- Mhm. - Odpowiedziała, ale tak jakoś smutno.
Dała mi swoją komórkę i położyła mnie na swoich kolanach.
- Co się dzieje? Jesteś smutna i zamyślona.
- To wszystko nie ma sensu... Ja, moje życie, to wszystko odkąd cię spotkałam jest jak jakaś cholerna fikcja. Nierealny świat, którym mnie otaczasz. Ja nie mogę i nie chcę dalej grać.
Usiadłem na przeciwko niej, miała łzy w oczach.
- Cokolwiek postanowisz, pamiętaj, że cały czas bardzo mocno cię kocham i że zależy mi na tobie.
- Co ja mam teraz zrobić? - Zapytała, a po jej policzku powoli spłynęła jedna samotna łza.
- Musisz o siebie walczyć i nie poddawać się.
- Pomożesz mi? - Spojrzała na mnie.
- Zrobię wszystko, żebyś wygrała. - Mocno ją do siebie przytuliłem, a ona rozpłakała się na dobre.
- Shhh... Poradzimy sobie, obiecuję ci to. - Powiedziałem głaskając ją po głowie.
- Jesteś pierwszym i jedynym człowiekiem, który mnie kocha. - Oznajmiła.
Wziąłem głęboki oddech, nie chciałem pokazać jej, że sam jestem przez to w kiepskim stanie.
- Powinnaś wiedzieć, że cię podziwiam i że jestem z ciebie cholernie dumny. Jesteś ode mnie dużo silniejsza...
- Sama sobie już nie potrafię poradzić.
- Zagubiłaś się w tworzeniu siebie, ale ja pomogę ci się odnaleźć.
Znów spojrzała na mnie swoimi smutnymi, pięknymi oczami.
- Dojedziemy na miejsce, a tam porozmawiamy, dobrze?
Pokiwała przecząco głową.
- Masz dużo pracy. Nie chcę ci teraz zawracać głowy. Rozmowa może przecież poczekać.
- Nie, nie może. Ty też nie możesz. - Sprzeciwiłem się. - Ty i twoje szczęście jesteście dla mnie ważniejsze, niż sprawy, które mnie tam czekają.
- Tak nie powinno być...
- Tak będzie. Kocham cię, a jeśli przełożę parę spotkań, to nic się nikomu nie stanie. - Oznajmiłem stanowczo.
- Oddasz mi telefon? - Zapytała, trochę niepewnie, a przecież nie o to chodziło mi, gdy jej go zabierałem.
- Chcę posłuchać tylko muzyki... - Powiedziała cicho.
Dałem jej go, delikatnie się uśmiechając.
Położyliśmy się na rozłożonym wcześniej niewielkim łóżku. Nelly wyjęła z torby słuchawki, wsadziła je do z jednej strony di telefonu, a z drugiej strony do uszów. Nie wiedziałem o czym myśli, ale powoli uspokajała się. Przytuliłem się do niej i chciałem zasnąć, ale na początku nie szło mi najlepiej.

Do tego momentu nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak musi czuć się Nel z tym wszystkim, przez co przeszła. Ale jestem z niej i jej postanowień cholernie dumny. Siła walki jaką w sobie już posiada jest na prawdę ogromna i godna podziwu. A jestem pewien, że na pewno jeszcze wzrośnie. To dziwne, ale moja dziewczyna jest teraz smutna, a ja wręcz przeciwnie. Po prostu to, że ona mnie na prawdę kocha i że odważyła się zaufać mi ponownie, sprawiało, że miałem ochotę wykrzyczeć całemu światu, że jesteśmy razem i że ją kocham. A tymczasem leżałem na łóżku w swoim Tour Busie, w którym wszyscy już spali, w którym panowała nieprzenikniona cisza.

Westchnąłem, uśmiechając się sam do siebie. Spojrzałem na Nelly, spała już, bo jej oddech oraz bicie serca były wyrównane i spokojne. Ostrożnie wyjąłem słuchawki z jej uszu, a potem telefon z dłoni. Miałem odłożyć przedmiot i sam spróbować zasnąć, ale ciekawość była silniejsza i tym razem wygrała. Tak bardzo chciałem wiedzieć jakich piosenek słuchała. Ostatnie, które usłyszała przed zaśnięciem to "Believe" i "Born To Be Somebody". Ponownie uśmiech zagościł na mojej twarzy. Postanowiłem, że skoro już zacząłem przeglądać jej telefon pod względem muzyki, to już skończę. Znalazłem w nim wszystkie swoje piosenki, jakie można było tylko ściągnąć. Było dużo rapu, głównie Tygi. Kilka ostrych kawałków w stylu rocka albo metalu. Zdziwiła mnie dosyć duża ilość dubstepu i reggae. Głównie przewyższały jednak pop i R&B. Znalazło tu się też sporo kawałków przy, których można twerkować. Bynajmniej ja to sobie tak skojarzyłem... Ogólnie muzyka, której słuchała moja dziewczyna była bardzo różnorodna.

*** Oczami Nelly ***

Dokładnie wsłuchiwałam się w każde słowo licznych piosenek Justina, w każdą najkrótszą melodię. Zastanawiając się nad samą sobą i nad sensem swojego życia. Powoli dochodziłam do wniosku, że albo będę miała wszystko, albo po prostu pozwolę, żeby szczęście i miłość, które mnie otaczają dalej były dla mnie prawie niezauważalne. Bo ja wiedziałam, że one są, ale nie do końca chciałam, aby mną zawładnęły... To głupie, ale próbowałam nie dopuścić ich do siebie, bo tak bardzo bałam się, że je stracę. Lecz teraz nadszedł czas na zmianę, przecież nie mogę wiecznie grać wesołej i otwartej dziewczyny, ja chcę nią być. Bo myślę, że taka właśnie jestem...
Nie ja, tylko Justin jest jednak w tym wszystkim ważniejszy, ponieważ to właśnie on dał mi siłę do walki o siebie, do stworzenia swojej postaci na nowo. Dał nadzieję, że może być dobrze, że można bawić się życiem, być szczęśliwym i kochać. A swą miłością uszczęśliwiać innych.
Skończyłam swoje rozmyślania z pozytywnym nastawieniem na dzień jutrzejszy. Wieczorem mamy być na miejscu, a wtedy czeka mnie trudna rozmowa z Justinem. O ile to, co chcę mu powiedzieć, można nazwać rozmową. To będzie raczej mój niełatwy monolog, w którym będę się nad sobą użalać. Może to i żałosne, ale jest mi potrzebne. Poza tym chcę, aby JB był świadomy tego, że do tej pory nie do kończ byłam sobą. Selena wie już jak jest, bo zdążyłam jej o wszystkim opowiedzieć już na samym początku naszej znajomości. Od samego początku obdarzyłam ją zaufaniem, którego jest warta. To bardzo mi pomogło, ale jest jeszcze jedna osoba, na której mi zależy i którą kocham - Justin. Dlatego nie chcę dalej przed nim grać i w pewnym stopniu dalej okłamywać.
Tak, czy inaczej czekała nas długa noc, a wreszcie poczułam, że mogę być szczęśliwa...

Mając nadzieję, że Justin już śpi, zalogowałam się szybko na tt i zacytowałam:
"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca".

Pisząc ten cytat miałam na myśli walkę o siebie, swoje życie, szczęście i miłość, a to wszystko w pewien cudowny sposób łączyło się z Justinem Bieberem.
"

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 46

Mianowicie, wróciłam do głównego pomieszczenia w Tour Busie i zaciekawiły mnie te jakby tajemnicze miny chłopaków. Tak jakoś dziwnie patrzyli się na mnie z uśmiechami na twarzach. Spojrzałam na nich pytająco, ale niczego się nie dowiedziałam. Powoli odwróciłam się w stronę telewizora i to, co w nim zobaczyłam, spowodowało moją trochę głupią reakcję. Upuściłam kubek, a większość jego zawartości znalazła się na mojej bluzce i spodniach.
- Fuck! - Zaklęłam i w błyskawicznym tempie rozebrałam się do samej bielizny.
Podeszłam do swojej torby, w której miałam jeszcze parę luźnych ubrań i zaczęłam się ubierać. Towarzysze mojej podróży zaczęli się ze mnie śmiać, ale ignorowałam to do momentu, w którym Jus zapytał:
- Co taka gwałtowna reakcja, Skarbie?
- To zdjęcie jest okropne! Pasi? - Odpowiedziałam trochę zdenerwowana.
- Niby dlaczego? - Zapytał.
- Pytasz dlaczego?! A więc jestem na nim w samej bieliźnie, rozczochrana, z rozmazanym makijażem. To samo mówi przez się!
- Jesteś słodka, prawda? - Spojrzał na chłopaków, którzy zaczęli energicznie kiwać głowami.
- A wy ślepi! - Pokazałam im język.
Zabrałam pilota Justinowi i włączyłam chyba nr 6. Co ja tam zobaczyłam?! Ze zdziwienia szeroko otworzyłam swoje usta. Pewnie nie wyglądało to inteligentnie, ale trudno.
Zaczęłam się śmiać. Dalej z pilotem w ręce, usiadłam obok Justina. Po prostu nie mogłam się opanować...
- Niezłe porno! - Powiedziałam przez śmiech.
Popatrzyli na mnie zmieszani i rozbawieni zarazem, a ja znów wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- A teraz co? Grupowe walenie konia?!
Jus zasłonił mi usta dłonią i położył na swoich kolanach, a ja dalej nie mogłam się uspokoić.
- Wyłączcie to już, źle na nią działa. - Zaśmiał się Juju i podał pilota Danowi, który szybko wykonał jego polecenie.
- Nie to, żebym nie kochał twojego śmiechu, ale zaraz brzuch będzie cię bolał. - Zwrócił się do mnie.
- To pomasujesz! - Pokazałam mu język.
Uśmiechnął się do mnie jeszcze bardziej i oznajmił:
- Mam ochotę na coś słodkiego. - Zabawnie poruszał brwiami.
- Mam cukierki. - Wiedziałam, co miał na myśli i powiedziałam tak specjalnie.
- Kto ma cukierki??! - Usłyszeliśmy entuzjastyczne pytanie Maxa.
Zaśmiałam się, wyciągnęłam paczkę łakoci z torby i poczęstowałam nimi wszystkich towarzyszy podróży.
Wróciłam obok Justina i zapytałam:
- To kiedy masz dokładnie ten koncert?
- 13, a co? - Zaciekawił się.
- Nie, nic... - Odpowiedziałam wymijająco.
- Ej! Nie bądź taka. - Udał obrażonego. - No powiedz mi!
- Może uda mi się coś zorganizować...
- Zorganizować?! Co?
- Nie wiem, daj już spokój!
- Ale...
- Bez żadnych 'ale'! Ja też nie nalegałam, gdy nagle urwałeś w pół zdania, a potem nie chciałeś mi już nic powiedzieć. Daj sobie więc spokój!
- Uuuu... Bieber! Dziewczyna potrafi cię ustawić! - Odezwał się John.
- Zamknij się! - Warknął na niego zły.
- Ej! Spokojnie. - Upomniałam go, po raz pierwszy widziałam go złego.
Jego oczy pociemniały i to dosyć mocno, co trochę mnie zdziwiło. Impulsywnego mam chłopaka - pomyślałam i szybko usiadłam na jego kolanach. Nie chciałam aby sprzeczali się o błahy powód, któremu po części byłam winna. W ogóle nie chciałam, żeby do tego dochodziło, tym bardziej, że zdawałam sobie sprawę z tego, do czego może być zdolny Bieber.
- Spokojnie, ok? - Zwróciłam się do Justina.
Spojrzał na mnie, a jego wzrok nieco złagodniał. Nie chciałam mu mówić, że nie ma żadnego powodu do kłótni itp., bo pewnie zezłościłoby go to jeszcze bardziej.
Poprawiłam się na jego kolanach i mocno do siebie przytuliłam. Jego mięśnie, podobnie jak on sam, zaczęły się rozluźniać. Serce powróciło do normalnego rytmu, a chłopak uspokoił się. Lekko się do niego uśmiechnęłam i złączyłam nasze usta. Położył dłonie na moich plecach i pogłębił nasz pocałunek. Zakończył go całując moją dolną wargę.
- Przepraszam. - Wyszeptał.
- Nie masz za co. Ja po prostu już z natury jestem buntowniczką. - Puściłam mu oczko, a on promiennie się do mnie uśmiechnął.
- Masz jeszcze ochotę...
- Na coś słodkiego? - I znów te jego brwi...
- Na coś do picia. - Dokończyłam zażenowana, a reszta Tour Busa wybuchnęła śmiechem.
- Mhm. - Wymamrotał niezadowolony.
- To idę zrobić herbatkę, ktoś jeszcze chętny? - Zaproponowałam.
Okazało się, że wszyscy. Jednak po chwili pożałowałam bardziej. Bieber oznajmił, że jest głodny i nagle wszyscy do niego dołączyli. Usłyszałam, że skoro jestem dziewczyną i jestem akurat w kuchni, to mogę im zrobić kanapki. Pieprzony stereotyp! Nastałam się tam ponad 40 minut, żeby wykonać wszystkie 'zamówienia'.
Wydostałam się z mini kuchni, rozdałam każdemu jego kanapki, potem herbatę i wreszcie miałam spokój.
Usiadłam obok Justina i zabrałam się za jedzenie swojej dosyć późnej, a właściwie już nocnej kolacji. Skończyłam i zostało mi jeszcze posprzątanie po towarzyszach podróży. Typowi faceci...
- Dziękuję, było bardzo dobre! - Jus dał mi całusa w policzek.
Inni pokiwali tylko głowami, zaznaczając, że się z nim zgadzają. Popatrzyłam na nich ze zwątpieniem i znudzeniem zarazem, po czym powiedziałam:
- To tylko kanapki. One nie mogą mieć w sobie nic szczególnego...
- Twoje mają. - Oznajmił zadowolony.
- Poza tym lepiej smakuje, jak ktoś zrobi! - Usłyszeliśmy od Lucasa.
- Idioci. - Prychnęłam i osunęłam się niżej na siedzeniu.
Dan i Kenny uśmiechnęli się do mnie przyjaźnie. Czasem wydawało mi się, że rozumieją mnie bardziej, niż młodzi. Może dlatego właśnie, że przewyższali ich wiekiem. Zresztą nieważne... Teraz miałam coś innego do zrobienia.
- Znów telefon? - Zapytał Juju, ziewając.
Popatrzyłam na niego znacząco i na szczęście tym razem obeszło się bez jakiejś niepotrzebnej rozmowy.
- Chodź! - Pociągnęłam go do siebie i położyłam na swoich kolanach.
Wepchnęłam mu jeszcze pod głowę poduszkę i cmoknęłam w policzek. Odwrócił się twarzą w stronę mojego brzucha, w który się wtulił.
- Rozumiem, że teraz mam iść spać? - Zapytał, przytulając się.
- Tak, dokładnie. - Pogłaskałam go po głowie i zajęłam się swoim telefonem, a dokładniej pisaniem z Beliebers i spamowaniem na tt. Od czasu, do czasu sprawdzałam też facebook'a i różne stronki plotkarskie. Zajęło mi to około 3 godzin, miałam już powoli kończyć i trochę się przespać...