*** Oczami Nelly ***
Obudziliśmy się około godziny 9.00. Wszyscy inni też już nie spali. Przywitałam się z towarzyszami, czego nie miał zamiaru zrobić rozleniwiony Justin. Podparłam się na łokciu i pochyliłam nad JB. W dalszym ciągu miał zamknięte oczy. Zaczęłam uważnie przyglądać się jego twarzy. Nagle przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. W ułamku sekundy znalazłam się pod nim. Wreszcie oderwał ode mnie swoje usta i spojrzał na mnie uśmiechnięty. Odwzajemniłam gest i zapytałam:
- Co to miało być?!
- Moje spontaniczne zachowanie. - Wzruszył ramionami.
- Nie jesteś taki. - Stwierdziłam.
- Bo zawsze ludzie obracają to przeciwko mnie. - Wyznał.
- A wiesz dlaczego? - Zapytałam.
Pokiwał przecząco głową.
- Bo ich życie jest nudne i pozbawione kolorów.
- Dziewczyna ma rację. - Udzielił się Kenny.
- Hahah... Dzięki. - Posłałam mu słodki uśmieszek.
- Wstawaj! - Pociągnęłam go za rękę, dosłownie ściągając z łóżka.
Leniwie powłóczył za mną swymi koniczynami, mamrocząc coś pod nosem, co wywołało śmiech mój i reszty.
- Bo mi rękę wyrwiesz!
- Szybciej się ruszaj, to nie będzie problemu. - Pokazałam mu język.
Stanęliśmy przed dużym lustrem. Jus spojrzał na mnie zdziwiony. Odwróciłam jego twarz w stronę lustra i zapytałam z wyrzutem:
- Dlaczego zawsze rano wyglądasz lepiej ode mnie?!
Osobnicy w Tour Busie znów zaczęli się śmiać.
- Nie jest tak źle. - Powiedział kierując te słowa ku swojemu odbiciu w lustrze. Uwodzicielsko uśmiechnął się i przejechał dłonią po włosach.
Popatrzyłam na niego jak na totalnego idiotę. Wychylił głowę do tyłu i położył dłoń na moim tyłku, obserwując zaczerwienienie pojawiające się stopniowo po klapsie, którego przed chwilą od niego dostałam.
- Ty też niczego sobie. - Uśmiechnął się.
- Narcystyczny, zarozumiały i seksistowski dupek! - Pokazałam mu środkowy palec i trochę już wkurzona poszłam usiąść na swoje miejsce.
Usłyszałam ciche śmiechy towarzyszy i jego kroki za sobą, a po paru sekundach razem z nim wpadłam na łóżko.
- Uwielbiam cię jak się złościsz. - Wyszeptał mi do ucha, leżąc na mnie.
- Złość piękności szkodzi. - Wtrącił się Max.
Nareszcie zepchnęłam z siebie Justina.
- Ulżyj sobie i zdziel go w pysk! - Poradził mi Dan i stwierdziłam, że warto go lubić.
Zaśmiałam się i spojrzałam pytająco na JB. Ten wskazał tylko na swój policzek, mrużąc przy tym oczy. Zamachnęłam się, ale nie uderzyłam go.
- No dalej, Kochanie! - Zachęcał mnie, a inni pomagali mu w tym, niestety nieskutecznie.
- Dobra, przeszło mi. - Westchnęłam.
Juju uśmiechnął się, ale pozostali nie podzielali jego entuzjazmu.
Usiedliśmy, a Jus oznajmił:
- Jestem głodny.
- To masz problem. - Powiedziałam obojętnie.
- Ej! Nie bądź obrażona. - Złapał mnie za rękę, którą zaczął smyrać.
- Nie byłam i nie jestem. Po prostu nie mam zamiaru spędzić pół dnia w tej cholernej kuchni. O ile wiem z 1,5 h będzie postój, to sobie coś kupisz.
- Okej. Westchnął niezbyt zadowolony z takiego rozwiązania.
- Mam ochotę na loda. - Stwierdziłam, przerywając panującą tu od kilku minut ciszę.
Jus, podobnie jak reszta, spojrzał na mnie wymownie.
- Jezu... Mam na myśli zwykłego loda. Takiego do zjedzenia?
- Chyba jakieś są. - Oznajmił jeden z tancerzy Justina.
Tanecznym krokiem dostałam się do kuchni i zaczęłam poszukiwania. Szybko je zakończyłam i wróciłam do chłopaków z wyciskanym z tubki lodem o smaku wiśniowym.
Usiadłam na swoim miejscu i jeszcze przed jedzeniem go, włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam listę, na której znajdywały się piosenki Tygi. Zabierając się za zdobycz, zaczęłam bardziej skupiać się na telefonie oraz na spamowaniu na tt i korespondowaniu z Beliebers.
*** Oczami Justina ***
Podglądnąłem czyje piosenki włączyła - Tyga. Uśmiechnąłem się, kojarząc jego muzykę, z lodem, którego jadła teraz moja dziewczyna. Najzwyczajniej w świecie zacząłem się jej przyglądać, jak nie gapić. Nie mogłem oderwać wzroku od jej ust, z resztą tak samo jak Lucas, Joe, John i Max. Jakoś aktualnie nie przeszkadzało mi to zbytnio. Bardziej zajęty byłem Nelly. Cholera! Mam ja na co dzień, a teraz zachowuję się, jakby była moim nieosiągalnym celem. Sposób w jaki ssała tego loda... Jej język ślizgający się po jego zimnej, słodkiej powierzchni. I albo mi się wydawało, albo za każdym razem on głębiej wchodził do jej zaciśniętych na nim ust. Spojrzała na mnie delikatnie się uśmiechając i powróciła do poprzednich czynności, sprawiając, że Jerry robił się coraz bardziej niespokojny. Grała, prowokowała mnie, poruszając się na bardzo cienkiej linie. Bo dobrze wiedziała, że byłem w stanie zaciągnąć ją teraz do łazienki. Tam mógłbym kazać jej uklęknąć, a potem ssać mojego fiuta tak długo, dopóki nie wystrzeliłby wprost do jej gardła. Ona zrobiłaby mi to. Później szybki pocałunek na koniec i znów jestem skończony. Scena jak z pornosa i świadomość, że miałem nad nią władzę... Gówno prawda! To ona trzymała mnie na uwięzi, a ja jak jakiś pieprzony, tresowany piesek byłem w stanie wykonać każdy jej rozkaz. Jedyne czego byłem pewien to to, że jeśli zacząłbym jej rozkazywać lub też zmuszać do wykonania rozkazów ona na pewno sprzeciwiłaby mi się.
I to mi się podoba.
Można więc powiedzieć, że w naszym związku władzę mają oboje lub też nie ma jej żadne z nas.
WoW! kilkoma ostatnimi zdaniami mnie zaskoczyłaś kochana! Skąd to się bierze w twojej głowie? Rozdział jak zwykle zajebisty!!!!! *.*
OdpowiedzUsuńsuper rozdział jak zawsze boski :P
OdpowiedzUsuń