poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 52

*** Oczami Nelly ***

Właśnie skończyłam myć naczynia i miałam już wychodzić, ale w kuchni zjawił się Dan.

- Poczekaj. - Poprosił. - Co się dzieje? - Zapytał.
- Po prostu nie chcę stawać między nim, a kimkolwiek innym. I to jest dla mnie ważne. Ale on nie potrafi tego zrozumieć... - Wyjaśniłam.
- On jest opiekuńczy i chcę cię bronić. - Tłumaczył go Dan.
- Uwierz mi, ja na prawdę potrafię obronić się sama. Niech wreszcie uświadomi sobie, że nie jestem słabą i bezbronną dziewczynką. Owszem, często płaczę, ale to do cholery nie jest oznaka słabości!
- Zdania na ten temat są podzielone. - Westchnął.
- Między mnie, a Justina. Zajebiście!
-  Nie musicie się przecież we wszystkim zgadzać. - Oznajmił.
- Ani o wszystko kłócić! - Dalej brnęłam w swoje.
- On tego nie chciał... - Bronił go. Typowi faceci... zawsze trzymają się swoich.
- Dlaczego tu nie przyszedł?! Dlaczego to nie on teraz ze mną rozmawia? No właśnie...
- Justin nie wie jak ma z tobą postępować. - Powiedział.
- Wysyłając ciebie na pewno się nauczy! - Prychnęłam.
- Woli nie ryzykować. - Zaśmiał się Dan.
- Co mam teraz zrobić? - Westchnęłam.
- Uważam, że nie ma w tym niczyjej winy. Zrób tak, jak uważasz. A ja mam tylko nadzieję, że będzie dobrze. - Uśmiechnął się.
- Masz po części rację. - Odwzajemniłam uśmiech i przytuliliśmy się. - Dziękuję.
Dan wyszedł, a ja musiałam zostać i odłożyć wszystko na swoje miejsca.

*** Oczami Justina ***

- I co? - Zaatakowałem Dana.
- W sumie to nic... - Odpowiedział.
- Jak to nic?!
- No, rozmawialiśmy o tobie. Powiedziała mi, że jest inna od dziewczyn, którymi do tej pory się interesowałeś. Stwierdziła, że jest silna i potrafi poradzić sobie sama. Uważa, że to ty powinieneś z nią porozmawiać, ale teraz już chyba tego nie chce... A kiedy powiedziałem, że winy za waszą ostatnią kłótnię nie ponosi żadne z was, oznajmiła, że po części mam rację. Nic konkretnego, co mogłoby ci pomóc. - Udzielił wyczerpującej odpowiedzi.
- Dzięki. - Klepnąłem go w ramię i wróciłem na swoje miejsce.
W dalszym ciągu pozostawałem w punkcie wyjścia...

*** Oczami Nelly ***

Nareszcie skończyłam tę swoją pieprzoną robotę i wróciłam do reszty. Bez słowa usiadłam obok Justina. On też się do mnie nie odzywał. Heh... Ciekawe kto tak dłużej wytrzyma?
- Możesz wyjaśnić mi o co do cholery chodzi?! - Wymiękł jako pierwszy.
- Nie, nie mogę. - Odpowiedziałam spokojnie, a jego aż rozsadzało.
Uśmiechnęłam się do niego złośliwie i zignorowałam jego dalsze pytania, co wkurzyło go jeszcze bardziej.
- Nie! Ja już z tobą nie mogę! - Poddał się dopiero po dziesięciu minutach i opadł zirytowany na siedzenie.
Usiadłam na jego kolanach i oparłam się o klatkę piersiową chłopaka. Spojrzał na mnie zdziwiony. No tak, przecież myślał, że jestem na niego obrażona...
- Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. - Zadrwiłam z niego, przejeżdżając dłonią po jego twarzy.
Wszystkie jego mięśnie były napięte, a oddechy ciężkie i głębokie. Próbował się uspokoić, ale ja chciałam mu w tym przeszkodzić.
- Co robisz? - Spytał zdezorientowany.
- Staram się. - Uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
- Bo?
- Chcę pokazać ci to, czego tak nie rozumiesz.
- Mogłabyś jaśniej? - Westchnął.
- Jestem twoja, prawda?
- Mhm... - Przycisnął mnie do siebie bardziej.
- Czyli ty mój?
Pokiwał głową.
- A ja nie mam w zwyczaju dzielenia się czymś, co należy do mnie... - Wyszeptałm mu do ucha.
- A Beliebers? - Zapytał.
- Traktuje je jak siostry. Nie martw się, z tym nie będzie problemu. - Uśmiechnęłam się, a Jus to odwzajemnił.
- Próbujesz mnie zdominować. - Stwierdził.
- Hah... Ja już to zrobiłam. - Oznajmiłam, zbliżając swoje usta do ust JB.
- Nie cierpię cię! - Wyznał.
- Kochasz mnie. I to co mogę ci dać. - Powiedziałam kładąc jego dłonie na swoich piersiach.
- A ja ciągle chcę, żebyś była moja żoną. - Przełożył moje włosy na jedną stronę i pocałował mnie w czubek nosa.
- O! Moje Kochanie się zarumieniło! - Przyłożył dłonie do moich gorących policzków.
- Zrobię wszystko, by być twoim ideałem. - Oznajmił.
- Już nim jesteś.
- To dlaczego się kłócimy? - Zapytał trochę smutny.
- Bo mam wybuchowy temperament? - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Zgoda? - Zaproponował.
- Mhm. - Przytuliłam się do niego mocno, całując w policzek.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, bardzo...
Chciałam już wstać, ale Justin przytrzymał mnie, przytulił do siebie i powiedział:
- Zostań. Chcę być teraz tak blisko ciebie, jak tylko mogę.
Pogłaskałam go po głowie, która wtulona była w moją szyję.
- Uwielbiam się do ciebie przytulać. Czuć twoje ciepło, zapach. Słyszeć bicie twojego serca... I wiesz, nawet nie wyobrażam sobie, że mogłoby mi kiedyś tego zabraknąć. - Wyznał, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Chcę się z tobą ożenić. - Usłyszałam od niego.
- Ciągle to potarzasz.
- Bo na prawdę tego chcę!
- Ej! Masz dopiero 19 lat. Ja 18. To jeszcze za wcześnie. Powiedzą, że nas popierdoliło.
- Ale mnie nie interesuje to, co powiedzą inni...
- Justin, ja i tak uważam, że na to jeszcze za wcześnie. Mamy przecież jeszcze dużo czasu.
- To zabolało. - Powiedział smutny, patrząc na mnie.
- Chcę być z tobą szczera. Uwierz mi na prawdę cie kocham! I obiecuję ci, że gdy zapytasz, czy za ciebie wyjdę, ja odpowiem 'tak', potem weźmiemy ślub i urodzę ci śliczne dzieci. - Powiedziałam ze łzami w oczach.
- Kupimy dom, w którym zamieszkamy i będziemy szczęśliwą, kochającą się rodziną. - Dokończył.
- Zapomniałeś jeszcze o psie! - Zaśmiałam się, a on dołączył do mnie.
- Jesteś cudowna! - Uśmiechnięty czule mnie pocałował.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - Zaśmiał się Max.
- Cicho mi tam! - Upomniałam.
I wszystko wróciło do normalności. Bynajmniej na razie... 

Jechaliśmy jeszcze parę godzin no i w końcu dotarliśmy na miejsce. Tak szczerze, to miałam już serdecznie dość tej całej podróży... Byłam nią trochę zmęczona.
Okazało się, że przez te kilkanaście dni będziemy mieszkać w ślicznym, jedno - piętrowym hotelu. Odpowiedni ludzie zajęli się tym tak, żeby Bieber Team mieli jak najlepsze warunki, w wyniku czego wynajęto dla nas całe piętro, włącznie z salą taneczną, gimnastyczną, siłownią i basenem. Do własnej dyspozycji mieliśmy też kuchnię i 5 łazienek. Było też, coś co mnie zdziwiło, ale o tym później... 

1 komentarz: