- Nelly... - Zacząłem, ale dziewczyna domyśliła się już o co mi chodzi, bo zapytała:
- Rozumiem, że moja historia jest ci niezbędna do przeżycia?
- Tak. - Zaśmiałem się.
- No dobrze. - Westchnęła. - Ale nie przytulaj mnie ani nie pocieszaj jak będę płakała i postaraj się mi nie przerywać.
- Ok. Spróbuję.
- Urodziłam się 1 lipca 1995 roku, w Blaine (Minnesota). Moja mama miała na imię Ann i zmarła przy moim porodzie. Miała wtedy tylko 18 lat. - Westchnęła. - Mój, wtedy 20-letni ojciec Bruce zajął się mną. Przyjechał ze mną tutaj (Atlanta). Owszem, opiekował się mną, ale tylko do moich 12 urodzin. Potem wszystko uległo zmianie. W ogóle nie obchodziło go, co się ze mną dzieje. Zresztą nigdy nie mieliśmy ze sobą dobrego kontaktu. Mimo tego starałam się go z nim nawiązać, ale bezskutecznie.
Nie wiedziałam dlaczego ojciec taki był, przecież zawsze uważałam na każde swoje słowo, czyn, żeby go nie zdenerwować. Wykonywałam wszystkie swoje obowiązki najlepiej, jak umiałam. Byłam też dobrą uczennicą. Ale on zawsze znalazł coś do czego mógł się przyczepić. Ciągle mówił, że jestem zbyt szczera i otwarta. Z dnia na dzień pozbywał się tych cech mojego charakteru. A ja głupia wierzyłam w każde jego słowo.
Teraz tego żałuję. Już w wieku 15 lat stałam się niepewna, zamknięta w sobie, smutna. Kiedy miałam 16 lat zaczęłam słuchać twojej muzyki. Ona dawała mi nadzieję na lepsze jutro, które w rzeczywistości nigdy nie nadeszło. Znów zaczęłam marzyć, ale mój ojciec potępiał to. Kilka dni po moich szesnastych urodzinach miałam iść na twój koncert, ale nie udało mi się. - Zrobiła przerwę. Po jej policzkach lały się strumienie łez, a ja nie mogłem jej przytulić. - To miał być dla mnie najszczęśliwszy dzień, ale Bruce zamienił go w koszmar. Wtedy powiedział mi, że mama nie żyje z mojej winy. Czułam się na prawdę okropnie, lecz jemu to nie wystarczało. Słowami potrafił zabijać każdą cząstkę mnie. Wtedy straciłam siebie, straciłam sens życia. Ten drań je zniszczył! - Wykrzyczała. Dalej płakała... - On wtedy, on zrobił mi to...! - Przez płacz nie mogłem jej zrozumieć. Uspokoiła się trochę i mówiła dalej:
- On mnie zgwałcił! - Domyślałem się, że skoro Nelly trafiła do domu dziecka, to pewnie nie miała łatwego życia. Ale wiadomość o tym, że jej własny ojciec ją zgwałcił, mocno mnie zszokowała.
- Uciekłam z domu jeszcze tej samej nocy. Ojciec zgłosił to na policję. Zaleźli mnie po dwóch dniach. Wtedy trafiłam najpierw do pogotowia opiekuńczego, potem odbyła się rozprawa i trafiłam do domu dziecka, w którym aktualnie dalej przebywam. - Zakończyła.
- Bruce jest teraz w więzieniu? - Zapytałem.
- Co?! W jakim więzieniu?! - Zdziwiła sie.
- No przecież była rozprawa...
Nel zaczęła się śmiać.
- Była rozprawa, tak. Ale na niej ojciec zrzekł się do mnie praw rodzicielskich. Nawymyślał im, że sprawiam problemy wychowawcze itp., a oni mu uwierzyli! - Wyjaśniła.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że Bruce cię zgwałcił?!
- Mówiłam, ale nikt mi w to nie uwierzył.
Ta wiadomość sprawiła, że nagle poczułem się jak człowiek bez jakichkolwiek chęci do życia. Nie mogłem uwierzyć, że potraktowano ją tak niesprawiedliwie.
- I tak w wieku 16 lat trafiłam do domu dziecka z opinią wystawioną przez sąd na podstawie fałszywych zeznań mojego kochanego tatusia. - Westchnęła.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Byłem zdumiony tymi informacjami.
Widząc to, dziewczyna dodała:
- I odtąd wszyscy uważają mnie za sprzedającą się dziwkę, która pije, pali i kradnie. Jedynie nie przypisali mi jeszcze narkotyków i zabójstwa. - Uśmiechnęła się krzywo.
- Nelly... - Zacząłem niepewnie.
- A i jeszcze zapomniałam dodać, że oprócz Bruce'a nie mam żadnej rodziny, bynajmniej takie mam informacje. - Przerwała mi.
- Nel, ja nie wiem co mam powiedzieć.
Uśmiechnęła się do mnie smutno.
- Justin, mi po prostu wystarczy, że jesteś!
- Chodź do mnie Kochanie! - Powiedziałem, rozkładając ramiona.
Dziewczyna przysunęła się bliżej i mocno się we mnie wtuliła. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę.
- Potrzebuję ciebie, twojej bliskości! - Usłyszałem od Nelly.
- Dam ci jej tak dużo jak będziesz chciała...
- I dziękuję za tą rozmowę. Bardzo mi pomogła, tobie jako pierwszemu opowiedziałam swoją historię i cieszę się, że właśnie tobie. Teraz czuję się dużo lepiej! - Ostatnie zdanie powiedziała ziewając.
- Słodka jesteś! - Pocałowałem ją w policzek.
- A ty ładnie pachniesz! - Zaczęliśmy się śmiać.
Wracaliśmy do samochodu, Nel sprawdziła godzinę i przeraziła się.
- Justin! Jest już po 22.00, jestem spóźniona!!! - Krzyknęła.
- Poczekaj na mnie w samochodzie. - Nakazałem. Dziewczyna zdziwiła się, ale mnie wysłuchała. - A i daj mi jeszcze numer do ośrodka.
Pogadałem z jego dyrektorką, dokonując przelewu na jej konto. W zamian za to, Nelly mogła u mnie zamieszkać. Warunkiem było, że każdy poniedziałek musiała spędzić w ośrodku, bo wtedy była kontrola.
Wsiadłem do auta i poinformowałem o wszystkim dziewczynę. Była zaskoczona, ale stwierdziła, że woli mieszkać u mnie, niż w domu dziecka.
- No to teraz jedziemy po twoje rzeczy, a potem do mnie. - Uśmiechnąłem się do niej promiennie.
Zrobiliśmy, tak jak postanowiłem, a kiedy jechaliśmy już do mnie, Nel powiedziała:
- Ale do ciebie Chaz i Alfredo przyjechali.
- No tak. W dodatku oboje z dziewczynami. Poznasz ich.
- Nie chcę wam przeszkadzać.
- Och... Nelly i nie będziesz! - Pogładziłem dłonią jej policzek.
- No nie wiem... A jeśli mnie nie zaakceptują?
- Oni nie są tacy! A bynajmniej chłopcy. Zobaczysz, będzie dobrze.
Wzruszyła ramionami i zapytała:
- Muszę poznawać ich dzisiaj?
Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona wytłumaczyła:
- Bo chyba nie wypadnę dobrze tak ciągle ziewając?!
Zaczęliśmy się śmiać.
- Ale jak nas zauważą, to nie wywiniemy się od przesłuchania. Są strasznie ciekawscy!
- Hmmm... Chyba, że spróbujemy się wkraść? - Zaproponowała.
Znów wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ok. Nie ma to jak wkradanie się do własnego domu!!!
Mmm zaczyna się rozkręcać! *.* Dawaj następny rozdział! :D
OdpowiedzUsuń