Po raz pierwszy, odkąd zaczęłam pracę w przedszkolu, nie chciałam do niej pójść...
Bałam się spotkania z Justinem i tego, że wszystko popsułam. Nie miałam już wyjścia.
Wiedziałam, że nie znajdę sposobu, który pomógłby mi uniknąć spotkania z nim. Poza tym nie mogłam zawieść dzieci.
Wreszcie zmobilizowałam się do wstania z łóżka. W pośpiechu ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z ośrodka.
Przed drzwiami sali numer 17 wzięłam kilka głębokich oddechów i ozdobiłam twarz jednym z moich najbardziej przekonujących uśmiechów.
Justin już był na miejscu.
Przywitałam się z dziećmi, które zajmowały się właśnie jedzeniem śniadania i usiadłam przy biurku. Jus dosiadł się i powiedział chłodno:
- Dobrze ci to wychodzi! Gratuluję.
- O co ci chodzi?! - Zapytałam lekko zdenerwowana.
- Świetnie wychodzi ci robienie dobrej miny do złej gry. - Wyjaśnił smutny.
- Za ty ty mógłbyś się uśmiechnąć!
- Nie mam powodu...
- To się o niego postaraj. - Powiedziałam, odchodząc.
Jus złapał mnie za rękę i zapytał:
- Co mam robić?!
- To co uważasz za słuszne.
- Bardzo mi pomogłaś! - Rzucił naburmuszony.
Zajęłam się zabawą z przedszkolakami, a Justin sprzątał po śniadaniu. Przez cały czas prawie się do siebie nie odzywaliśmy, a jak już coś mówiliśmy, to było to związane z pracą. Sytuacja była na prawdę dziwna... Miałam wielką ochotę na opuszczenie tej sali.
Niestety nie mogłam tego zrobić, poza tym nie chciałam okazywać chłopakowi swojej słabości, mimo iż on okazywał swoją.
Kolejna chwila spokoju nadeszła, gdy dzieci zajęły się jedzeniem obiadu. JB znów się do mnie przysiadł.
- Przepraszam. - Usłyszałam od niego.
- Za co? Za to, że cię pocałowałam?! - Powiedziałam, cicho z opuszczoną głową.
- Czujesz się winna? - Zapytał, a ja przytaknęłam.
- Niepotrzebnie...
- Nie chcę stracić tego, co mamy. - Westchnęłam.
- Nie stracisz, nie pozwolę ci na to. - Powiedział, trzymając moją dłoń w swoich.
Spojrzałam na niego, lekko się uśmiechał.
- To co? Wracamy do tego co było? - Spytał.
- Mhm.
- Entuzjazmem dzielić się dziś nie możesz! - Zaśmiał się. - No chodź! - Rozłożył ręce, pokazując, żebym się do niego przytuliła.
Zrobiłam to z nieukrywaną chęcią.
- Możesz mnie już puścić! - Powiedziałam.
- Mmm... Jeszcze tylko chwilka! - Wymruczał.
- Justin! Dzieci się na nas patrzą.
- Przytulanie nie jest zabronione, nawet w miejscach publicznych. - Zauważył, nie wypuszczając mnie z objeć.
- No chyba, że jest się w Abu Dabi! - Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- W takim razie nigdy cię tam nie zabiorę! - Postanowił, całując mnie w policzek i nareszcie uwalniając z uścisku.
Tym razem w lepszych nastrojach, wspólnie aż do podwieczorku bawiliśmy się z przedszkolakami. Potem zajęliśmy się jedzeniem.
- Masz! - Powiedział Juju, podając mi banana.
Byłam głodna, więc otworzyłam go i zaczęłam jeść. Justin gapił się na mnie, przygryzając dolną wargę. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on cicho zaczął:
- Wolałbym, żeby zamiast tego banana w twoich ustach znalazł się Jerry...
- Odpuść sobie te fantazje! - Szturchnęłam go.
- Powiedz to Jerry'emu! On chce bardziej...
- Nie interesuje mnie to, czego chce Jerry!
- Ale ja też tego chcę.
- Ten fakt nic nie zmienia!
- Nie wierzę ci!
- Twój problem! - Pokazałam mu język.
Powoli rodzice zaczęli przychodzić i odbierać dzieci. Po 20 minutach zostaliśmy sami.
Ogarnęłam trochę nieporządek panujący wokół nas. W trakcie gdy pakowałam swoje rzeczy, Justin podszedł do mnie i przytulił od tyłu, kładąc głowę na moim ramieniu. Złożył na mojej szyi kilka pocałunków, wywołując tym u mnie gęsię skórkę.
- Jesteś cholernie seksowna. - Wyszeptał namiętnie. - Wiesz, że mi się podobasz? Bardzo...
Moje serce przyśpieszyło swój rytm. JB odwrócił mnie do siebie przodem. Przyciągnął mocno za biodra. Nasze usta znów znalazły się niebezpiecznie blisko...
I skończyć w takim momencie !? ...
OdpowiedzUsuń... Ale i tak cię KoChAm <3
Ja ciebie też ;*
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Pauliną! To wredne :*
OdpowiedzUsuń