Dziś 2 czerwca - niedziela. Czyli dzień, w którym przedszkole nie było czynne. A szkoda, bo uwielbiam spędzać czas razem z dziećmi i...
i Justinem.
Wstałam o 7.00, doprowadziłam się do porządku i zaczęłam wykonywanie obowiązków, które w tym ośrodku do mnie należały. Szybko się z nimi uporałam. O 9.00 zjawiłam się w stołówce na śniadaniu. Potem wróciłam do pokoju. Nie miałam już nic do zrobienia, więc położyłam się na łóżku z słuchawkami w uszach. Jak zwykle słuchałam głównie piosenek swojego idola. Minęło 30 minut, gdy utwór "Boyfriend" został przerwany dźwiękiem przychodzącej wiadomości. Od JB:
"Hej! Mam nadzieję, że cię nie obudziłem... Masz dziś w planach coś konkretnego?"
Odpisałam:
"Cześć! Nie obudziłeś mnie :) Mam zamiar się nudzić..."
Po minucie otrzymałam kolejną wiadomość od chłopaka:
"To dobrze =) Będę po ciebie o 12.00. Ok?"
Wysłałam mu odpowiedź: "Zgoda ;*"
Miałam jeszcze prawie godzinę, więc zaczęłam się szykować. Ubrałam się w luźną koszulkę z krótkim rękawem i dżinsowe shorty. Na nogach miałam trampki. Do kieszeni włożyłam telefon i trochę pieniędzy. Poprawiłam jeszcze makijaż i byłam gotowa.
Długo nie czekałam, ponieważ chłopak zjawił się punktualnie po kilku minutach.
Najpierw Justin zabrał mnie do kawiarni na lody. Później znów znaleźliśmy się w jego samochodzie.
- Gdzie jedziemy? - Zapytałam.
- Niespodzianka. - Odpowiedział tajemniczo.
- No Justin! - Nalegałam.
- Ok, ale jak dostanę od ciebie buziaka! - Postawił warunek.
- Mmm... A gdzie? - Spytałam.
Chłopak z cwaniackim uśmieszkiem przeniósł wzrok ze mnie na Jerry'ego, a potem znów na mnie.
- No chyba nie! - Krzyknęłam, śmiejąc się.
- To co z moim całusem? - Zapytał po chwili.
- Nie będzie żadnego całusa! - Pokazałam mu język.
Nagle Jus cmoknął mnie w policzek i zadowolony powiedział:
- A jednak był!
- Idiota! - Prychnęłam.
Juju wzruszył ramionami i skupił się na prowadzeniu auta. Około 20 minut później byliśmy już prawie na miejscu.
- Park linowy? - Zapytałam, wysiadając z samochodu.
- Mhm. Może być? - Stanął obok mnie.
- Tak! - Odpowiedziałam z uśmiechem.
- To dobrze. Chodź!
Weszliśmy do parku i nie marnując cennego czasu, zaczęliśmy korzystać z wszystkich jego atrakcji. Ciągle się śmialiśmy, a ja po raz pierwszy w życiu poczułam się jak mała dziewczynka, którą nigdy wcześniej być nie mogłam. Po 1,5 h zabawie został nam już tylko zjazd na linie, która zawieszona była najwyżej.
- Jedziemy? - Zapytał Justin.
- Nie wiem...
- Zjadę z tobą, ok?
- Mhm. - Odpowiedziałam, po krótkim zastanowieniu się.
- Fajnie! - Pokwitował.
Kiedy staliśmy już gotowi do zjazdu, Juju zapytał:
- Boisz się?
- Trochę...
Nagle chłopak położył rękę na mojej piersi. Spojrzałam na niego zdziwiona, o on wyjaśnił, głupkowato się uśmiechając:
- Chciałem tylko sprawdzić, jak szybko bije twoje serce.
- I co? - Spytałam, zabierając dłoń JB z mojego biustu.
- Bije szybciej niż moje. - Stwierdził.
Obrócił mnie do siebie tyłem, objął w tali i zapytał:
- Gotowa?
Zamiast odpowiedzieć, przesunęłam się do przodu, tym samym prowokując zjazd, który jak się okazało, bardzo mi się spodobał. Po wyjściu z parku linowego, znów udaliśmy się do samochodu.
- Gdzie teraz?
- Do mojego domu. - Odpowiedział.
- Aha..? A co będziemy tam robić? - Ze zdziwienia zmarszczyłam brwi.
- No wiesz... - Położył rękę na moim udzie, uśmiechając się łobuzersko.
- Wolę nie wiedzieć! - Zabrałam ją.
- Najpierw zjemy obiad, a potem się zobaczy. - Wyjaśnił.
- Mieszkasz sam?
- Na razie tak. Jutro wieczorem mają przyjechać Chaz i Fredo z dziewczyną.
30 minut później byliśmy już pod domem Justina.
Kiedy znaleźliśmy się w środku, chłopak zaprowadził mnie do kuchni, posadził przy stole, a sam zabrał się za gotowanie. Przyglądałam mu się z nieukrywanym zaciekawieniem.
- No co?! - Zapytał w końcu.
- Hmmm... Czegoś mi tu brakuje. - Wyjaśniłam.
Jus zmarszczył brwi, a ja krzyknęłam:
- Już wiem!!!
Wzięłam dotychczas przewieszony przez rączkę od piekarnika fartuch i założyłam go Justinowi. Osłupiały spojrzał na mnie z niedowierzaniem, rozkładając przy tym bezradnie ręce i zapytał:
- Jak ja teraz wyglądam??!
- Hahah... Strasznie zabawnie! - Odpowiedziałam, nie mogąc opanować śmiechu.
JB udał obrażonego i powiedział, zdejmując fartuch i siadając na stole:
- Nie gotuję!
Przechyliłam głowę na bok, sprawdzając wiarygodność jego słów.
- Ej! Nie wygłupiaj się! - Szturchnęłam go w ramię, ale on nie zareagował.
- No Justin! Jestem głodna. - Powiedziałam robiąc smutną minkę. - Przepraszam...
Zeskoczył ze stołu, cmoknął mnie w policzek i zabrał się za gotowanie. Niestety tym razem już bez fartucha!
Krzątał się po kuchni od 15 minut, a efektem jego pracy były na razie tylko niesamowite zapachy, które sprawiały, że robiłam się coraz bardziej głodna. Zaczynało mi się już nudzić, więc spytałam:
- Za ile kończysz?
- Daj mi jeszcze 30 minut.
- Mogę przez ten czas obejrzeć dom?
- Mhm...
Obejrzałam już mniej więcej cały dom Justina, zostawiając na koniec jego pokój.
Po wejściu do środka, stwierdziłam, że podoba mi się w nim. Na łóżku leżały jakieś zapisane kartki,a obok niego stała gitara. To miejsce zwróciło moją uwagę. Usiadłam na nim (łóżku). Byłam cholernie ciekawa, tego co napisane było na tych kartkach. Postanowiłam jednak, że uszanuję prywatność swojego idola, mimo iż było to trudne do wykonania. Zapominając o kartkach, wzięłam gitarę i zaczęłam grać na niej "As Long As You Love Me", cicho przy tym śpiewając. Kochałam te piosenkę! Szczególnie w wersji akustycznej... Dochodziłam do początku drugiej zwrotki, ale przerwałam, bo do pokoju wszedł Justin.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę! - Powiedział, a po chwili dodał - Umiesz grać na gitarze?!
Pokiwałam tylko głową, odkładając przedmiot na miejsce. Chłopak otworzył usta, pewnie z zamiarem zadania mi kolejnego pytania, ale wyprzedziłam go, mówiąc:
- Cicho bądź i chodź do tej kuchni, bo zaraz ci tu z głodu padnę!
Uśmiechnął się, wysłuchując mojego nakazu.
Po zjedzeniu obiadu, Juju zapytał:
- I jak smakowało mojej Księżniczce?
- Bardzo! - Powiedziałam, robiąc przerwę w piciu soku, którym się prawie zakrztusiłam.
Powodem mojego nagłego napadu śmiechu, był nie kto inny, jak Justin, który przez przypadek wylał na siebie zawartość swoje szklanki.
- Taaak... Bardzo śmieszne! - Powiedział niezadowolony, zdejmując koszulkę.
Mój wzrok od razu powędrował na jego brzuch *_* Zauważył to i słodko się do mnie uśmiechnął, a ja oczywiście zarumieniłam się. Lecz nie to było najgorsze! Przez wcześniejsze naśmiewanie się z chłopaka dostałam okropnej czkawki. Ani wstrzymywanie powietrza, ani picie wody nie pomagało. Tym razem to Jus śmiał się ze mnie.
- Cholera jasna! Nigdy mi nie przejdzie! - Powiedziałam zdenerwowana, siadając na stole.
Czkawka męczyła mnie już od ponad 5 minut.
- Znam jeszcze jeden sposób, ale nie wiem czy się zgodzisz... - Usłyszałam od Justina.
- Zgadzam się na wszystko! Niech mi tylko to przejdzie!
W pewnym momencie chłopak znalazł się niebezpiecznie blisko mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz